Dariusz Ostafiński, Interia: Debiut Oskara Palucha zaliczony. Jak pan ocenia pierwszy występ 16-latka, na który czekał cały Gorzów? Stanisław Chomski, trener Moje Bermudy Stali Gorzów: To był bardzo ostry chrzest bojowy. Ostry, bo zaczął się od wypadku. Nie szukam winowajców, bo sędzia powtórzył w czterech, ale nie ulega wątpliwości, że dla nas ten bieg był brzemienny w skutkach. Straciliśmy Mateusza Bartkowiaka, który złamał obojczyk. Oskar po tej kraksie też był w lekkim szoku. Potrafił się jednak pozbierać i wygrać bieg. Pięknie wjechał między dwóch zawodników Arged Malesy? Tak, ale w następnym biegu jechał sztywno. Wyszło na to, że w powtórce pierwszego, na adrenalinie, poszło mu jak z płatka. Kiedy jednak adrenalina zeszła, to z tyłu głowy pojawiły się jakieś znaki zapytania i to się przełożyło na wynik. W trzecim starcie zdobył jednak dwa punkty, przywiózł za plecami Berntzona. Jak zbliżały się nominowanego, to kusiło mnie, żeby dać mu szansę. Dlaczego pan tego nie zrobił? - Widziałem, co się dzieje po drugiej stronie parkingu. Arged Malesa mocno się sadziła na końcówkę, miała nadzieję nawet na wygraną. Wiedziałem, że Oskar wygrał, ale wiedziałem też, że zaliczył jeden mocny upadek. Uznałem, że nie ma sensu kusić losu. Zwłaszcza w sytuacji, gdy jedno złamanie już mieliśmy na koncie. Zresztą inni zawodnicy, ci bardziej doświadczeni, musieli sprawdzić pewne rozwiązania w warunkach bojowych. Rozumiem, że nie zawsze można puszczać tych młodych zawodników kosztem rutyniarzy, jak to miało miejsce w pierwszym meczu z Arged Malesą? - Trzeba patrzeć, że dla tych rutyniarzy to jest praca. Oskar dopiero wchodzi, jest na amatorskim kontrakcie. Wszystko ma z klubu. Wiadomo, że jakieś apanaże też dostaje, ale ci starsi podpisali zawodowe kontrakty i oni z tego żyją. Taki mecz to jest ich zarobek. Jak odsuwam ich od biegu, robię eksperymenty, to z automatu coś im zabieram. Takie eksperymenty, to poligon różnych doświadczeń. Można to robić, ale trzeba wybrać odpowiedni czas i miejsce. W Ostrowie, to nie był dobry moment. Co z Bartkowiakiem? Wspomniał pan o złamaniu. - Czekają go dwa, trzy tygodnie przerwy. To jego złamanie będzie konsultowane przez lekarzy. Teraz nie wiemy jeszcze, czy będzie potrzebna operacja. W przypadku Bartkowiaka najgorsze jest to, że on w tym roku dochodzi do siebie po kontuzjach i wciąż nie może wyjść na prostą. - Nie raz jest tak, że się nie klei. Są zawodnicy, których kontuzje się imają. Oczywiście wielka szkoda, że to się stało. Teraz jest pan skazany na kogoś z duetu Hurysz, Stojanowski. - Obaj trochę się podciągnęli, choć muszę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że w ich przypadku, to nie jest jeszcze taki poziom, który uprawniałby ich do jazdy w Ekstralidze. Okoliczności zmuszają nas jednak do tego, by dać im szansę. Tak czy inaczej, liderem formacji juniorskiej będzie teraz 16-latek Paluch. - Wiek nie ma nic do rzeczy. Nie raz taki młody potrafi wygryźć ze składu bardziej doświadczonych zawodników. Oskar jest młody, ale już dawno mówiłem, że on jest gotowy na Ekstraligę. Nie można nie wspomnieć, że dla was ten ostatni mecz był podwójnie ciężki. Prokuratura zatrzymała poprzedniego prezesa, zawodnicy mieli pewnie milion pytań w głowie, a jednak drużyna pojechała i spisała się na medal. - Nowy prezes Waldemar Sadowski bardzo sprawnie i szybko załatwił największy problem. Spotkał się z zawodnikami, odpowiedział na te najbardziej nurtujące ich pytania. Widać to ich usatysfakcjonowało. W innym razie przyszliby z pytaniami do pana. - No tak. Jak nie ma odpowiedzi z góry, to idzie się do tego, co jest najbliżej. Na odprawie nie było jednak żadnego pytania dotyczącego ostatnich wydarzeń. I dobrze, bo ja przecież nie mógłbym im powiedzieć, że wszystko będzie chodzić, jak w szwajcarskim zegarku. Nie ja trzymam rękę na kasie. A kasa najważniejsza? - Tak jest i nie ma co tego kryć. Jak się wszystko w kieszeni zgadza, to jest spokój. A ja się cieszę, że tak jest, bo tego typu sytuacje powodują, że inni próbują zwietrzyć okazje. Przecież Gollob i Holta trafili do nas właśnie w takich okolicznościach. Po śmierci Szczepana Bukowskiego Unia Tarnów przeżywała trudne chwile. Schedę przejęli ludzie niekompetentni i nam udało się wyrwać dwóch dobrych zawodników. Klub, to nie jest samograj. Jak źle się dzieje, to trzeba działać szybko. W Stali to się dzieje.