To była jedna z tych chwil. Kiedy wszyscy spodziewaliśmy się, że w 19. biegu sobotniego finału Drużynowego Pucharu Świata pojedzie Maciej Janowski, trener Rafał Dobrucki podał nazwisko Bartosza Zmarzlika. Dobrucki chwilę bił się z myślami, ale zdania nie zmienił Chwilę się zastanowił, tak jakby do końca bił się z myślami, ale finalnie ustawił naszego asa w przedostatnim wyścigu, a misję walki o złoto powierzył Janowskiemu, któremu szło jak po grudzie. Nie miał żadnej trójki za wygrany bieg, a momentami wyglądał tak, jakby pierwszy raz wyjechał na Olimpijski, a przecież to jego domowy tor. Bieg Janowskiego przejdzie do historii Bieg z Janowskim przejdzie do historii. To dzięki niemu finał DPŚ 2023 zapamiętamy do końca życia. Bo też Janowski zabawił się z nami w Hitchcocka. Zaczął daleko z tyłu, ale nie załamał rąk. Budował prędkość i czekał na odpowiedni moment do ataku. A kiedy ten moment przyszedł, to Maciej wyprzedził nie tylko Andersa Thomsena, ale i Roberta Lamberta. Szybko też zamknął Anglikowi ścieżkę przy krawężniku i złoto było nasze. Chwała Janowskiemu, ale wielkie brawa dla selekcjonera, który na pokerzystę nie wygląda i nigdy się tak nie zachowywał. Teraz chyba przypomniały mu się te szalone lata z Jackiem Frątczakiem w Falubazie Zielona Góra. Bo nawet krytycy Frątczaka muszą przyznać, że czego, jak czego, ale zwariowanych taktycznych pomysłów nigdy mu nie brakowało. Dobrucki zaszalał jak nigdy dotąd A Dobrucki w sobotę w ciągu kilku minut zaszalał, jak nigdy dotąd. W pierwszym biegu serii nominowanych odstawił Patryka Dudka i dał szansę siedzącemu całe zawody w boksie Januszowi Kołodziejowi. Już tym ruchem pokazał, że odwagi mu nie brakuje. Przegrał, ale trudno go za to ganić. Byli tacy, co chcieli Kołodzieja widzieć prędzej i zarzucali trenerowi brak odwagi. Tak sobie jednak myślę, że Dobrucki przez cztery serie stawiał na podstawową czwórkę, bo chciał zbudować ich zaufanie, bo chciał być tym Dobruckim, którego znamy. Kiedy jednak zobaczył, że to się nie sprawdza, że spokój i przewidywalność nie działa, zrobił coś szalonego. Kołodziej w siedemnastym i Janowski w finale zamiast Zmarzlika, to był ten kubeł zimnej wody. Jednym ruchem zmobilizował dwóch zawodników, choć Zmarzlika mobilizować nie trzeba. Znając Bartosza, w ciemno obstawiam, że po głowie chodziło mu pytanie: dlaczego nie ja? Bo przecież nie ma dla sportowca niż piękniejszego niż zakończyć zawody z wygraną i utonąć w ramionach kolegów ciesząc się ze złota. Tę misję Dobrucki powierzył jednak Janowskiemu. I on go nie zawiódł. Sport pisze piękne historie. Złoto było nam potrzebne. Było potrzebne Dobruckiemu To złoto było nam potrzebne. Poprzedni finał DPŚ odbył się w 2017. Wtedy oczywiście wygraliśmy. Potem jednak było 5 lat upokorzeń, porażki z Rosjanami w Speedway of Nations. A kiedy zaczęliśmy narzekać, że wciąż mamy tylko srebro, to nawet to nam zabrali. A trenerowi Dobruckiemu gratuluję, bo bardzo tego złota potrzebował. Przejął kadrę w trudnym momencie. Z workiem medali, ale i też rozbitą. Rok temu nie zdał testu. Teraz nam to wynagrodził. Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na przyszłoroczny Speedway of Nations i równie szalone akcje naszego selekcjonera.