Od kilku dni kibice szydzą z Krajowej Ligi Żużlowej i pierwsze słowo z jej nazwy zamieniają w mediach społecznościowych na "kabaretowa". Środowisku nie jest jednak do śmiechu, bo sytuacja w tym roku wymknęła się spod kontroli i nie ma w tym stwierdzeniu ani krzty przesady. Zamiast siedmiu drużyn do zmagań przystąpiło sześć ekip. To niby na pierwszy rzut oka całkiem sporo, lecz dalej niepewne są losy Unii Tarnów po wycofaniu się Grupy Azoty. Fani do końca liczyli również na obecność Speedway Kraków, lecz ośrodek ze stolicy Małopolski zmienił plany tuż przed inauguracyjną kolejką. Mnóstwo mieszkańców Grodu Kraka tego żałuje, ponieważ turniej o puchar prezydenta cieszył się ogromną popularnością. Zawodnicy stracą miejsca pracy? - Trzęsienie ziemi już nastąpiło, ale na poziomie Krajowej Ligi Żużlowej. Zaczyna się robić bardzo nieciekawa sytuacja. Rozgrywki stają się kadłubowe, na czym tracą kibice. Pamiętajmy też o zawodnikach, którzy mają rodziny i siebie na utrzymaniu. Za chwilę ich miejsca pracy staną się zagrożone. Jestem bardzo zasmucony tym co się dzieje. Tak kończy się jednak opieranie budżetów o środki publiczne. Jedna decyzja może wszystko zakończyć - powiedział w rozmowie z Interią Jacek Frątczak, który jest zmartwiony tym, co obecnie dzieje się w jego ukochanej dyscyplinie. Spokojnie nie mogą spać też działacze klubów występujących w dwóch najwyższych klasach. Tam również nie brakuje spółek Skrabu Państwa czy milionów płynących z urzędów miast. - Minister sportu, Sławomir Nitras, już zaczął sugerować, że myśli się o tym, aby kluby mogły korzystać ze środków publicznych. Warunkiem będzie jednak zgromadzenie około 70-80 procent środków z tak zwanego wolnego rynku. Jestem przekonany, że obecny rząd, obecny premier zaczną oglądać każdą złotówkę. Będą też mieć wpływ na co samorządy wydają pieniądze, szczególnie na sport zawodowy - dodał. Apator Toruń największym wygranym zmian politycznych w Polsce? Niewykluczona jest ogromna rewolucja w PGE Ekstralidze. Na razie rządzi i dzieli Orlen Oil Motor Lublin, lecz każda umowa ze spółką Skarbu Państwa prędzej czy później wygaśnie. Bez dodatkowych milionów trudno będzie o utrzymanie gwiazdorskiego składu. Do gry o najwyższe laury włączą się wtedy inne ośrodki. Murowanego kandydata ma nasz ekspert. - Powiedziałem już kilka lat temu, że przyjdzie taki moment, że krezusem ligowym będzie Przemysław Termiński i jego KS Apator Toruń. On pewnie bardzo chciał mieć spółki Skarbu Państwa, ale zwyciężyła polityka i ten ośrodek był przez nie omijany. Musiał w związku z tym szyć tak jak miał. Postawił na biznes i za chwilę może być dzięki temu wielkim wygranym - zakończył Jacek Frątczak. KS Apator już teraz znajduje się w ścisłej czołówce. W zeszłym roku sięgnął po brązowy medal drużynowych mistrzostw Polski i pewnie w sezonie 2024 kibice liczą na powtórkę z rozrywki.