Podobny wypadek kibice żużla oglądali dotąd tylko raz, podczas wyjazdowego meczu Betard Sparty Wrocław w Toruniu przed siedmioma laty. Przeciążeń nie wytrzymały wówczas mocowania w ramie Taia Woffindena. Choć do upadku doszło w niemalże tym samym fragmencie toru, to trzykrotny mistrz świata miał znacznie mniej szczęścia niż jego młodszy rodak. Przepołowiony owinął się wokół niego, Brytyjczyk przekoziołkował z nim aż do dmuchanej bandy, a zwieńczeniem tego widowiskowego karambolu było wylądowanie przedniej części maszyny na krzesełkach trybun toruńskiej Motoareny. Na całe szczęście w dolnych rzędach nie siedział wtedy żaden kibic, bo cała sytuacja mogłaby zakończyć się potworną tragedią. Bewley miał sporo szczęścia w nieszczęściu Daniel Bewley miał o wiele więcej szczęścia podczas pechowego defektu. Śruba podtrzymująca przednią oś motocykla pękła mu nieco dalej niż mocowania w ramie Woffindena - na środku wirażu, a więc tam, gdzie prędkość jest stosunkowo niższa, choć wciąż mogąca wynosić nawet 80 kilometrów na godzinę. Dzięki temu maszyna nie owinęła się wokół żużlowca, tylko po prostu pod nim ugięła. Na całe szczęście Anglik wyszedł z upadku niemalże bez szwanku. Wstając z toru trzymał się co prawda na klatkę piersiową i miał spore problemy ze złamaniem oddechu, ale nie powinno to budzić żadnego zdziwienia. Upadając, z impetem uderzył wszak piersią o metalową kierownicę swojego pojazdu. To musiało zaboleć! Choć do wypadku doszło na pierwszym wirażu trzeciego okrążenia, to prowadzący zawody sędzia Artur Kuśmierz zdecydował się przerwać wyścig dopiero wówczas, gdy prowadzący zawodnicy rozpoczynali ostatnie kółko. Gdyby zapalił czerwone światło wcześniej, to regulamin nakazywałby powtórkę całego wyścigu. Mającym niewiele czasu na reakcję żużlowcy ominęli leżącego na torze rywala z bardzo niewielkim odstępem. Część kibiców widząc tę sytuację nerwowo odwróciła wzrok. - Jeśli sędzia czekał tylko na to, to gratuluję nerwów i wytrzymania tego momentu, bo myślę, że zobaczył, w którym miejscu leży Bewley, a że był w części zewnętrznej, to było nieco miejsca, aby go ominąć. Podjął jednak niemałe ryzyko, ale najważniejsze, że udało się go ominąć - ocenił zasiadający w studiu Eurosportu Piotr Protasiewicz, doświadczony zawodnik Stelmet Falubazu Zielona Góra. Lekarz zawodów po przeprowadzeniu wstępnych badań uznał, że Bewley jest w stanie kontynuować dalszą rywalizację. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że niecodzienny incydent dodał 23-latkowi skrzydeł. Po raz pierwszy w karierze udało mu się awansować do półfinału turnieju Grand Prix!