Wolfgang Henselak przyjechał w niedzielę do Mulmshorn, by na tamtejszym długim torze pościgać się z kolegami w amatorskich zawodach. Jeździł od wielu lat, żużel po prostu był dla niego zabawą, formą spędzania wolnego czasu, a zarazem czymś co uwielbiał. Nie miał pojęcia, że będą to jego ostatnie zawody w życiu. W przedostatnim biegu Henselak stracił panowanie nad maszyną, pomknął w kierunku bandy, która niestety nie była dmuchana. Uderzył z wielką siłą. Momentalnie pojawiła się pomoc, ale zawodnika nie uratowano. Po kilkunastu minutach nieliczna publiczność zaczęła orientować się, że skutki upadku mogą być bardzo poważne. Wokół miejsca zdarzenia rozstawiono parawan, następnie wyciągnięto coś w rodzaju całunu do przykrycia ciała. Ludzie byli przerażeni, wielu płakało. Do parku maszyn udało się kilka osób, które były przy Henselaku. Przekazały one tragiczną wiadomość: Wolfgang nie żyje. Zawody oczywiście przerwano. Tor w Mulmshorn jest niebezpieczny Autor niniejszego tekstu w ubiegłym roku wybrał się do Mulmshorn na zawody na długim torze. Jego uwagę przykuło to, że zawodnicy jadą tam bardzo szybko, a w przypadku utraty kontroli nad motocyklem, lecą w kierunku drewnianej bandy niczym pociski. Nie ma nawet za bardzo możliwości, by położyć motocykl - trawa przeplata się z granitem. Po prostu pędzi się na stracenie, jadąc cały czas w kierunku przerażonych widzów. Teraz pojawiają się pytania: czy na pewno obiekt, na którym rozwija się taką prędkość, powinien być dopuszczany do rozgrywek amatorskich, dla żużlowców często w podeszłym wieku? Porównajmy sobie choćby ze skokami narciarskimi, w których zawody oldboyów czy amatorów rozgrywane są na skoczniach K-20, K-30. Nie ma mowy, by puścić ich na K-120, a co dopiero na obiekt mamuci. W Mulmshorn jest jeden z najdłuższych, a co za tym idzie, najszybszych torów w Europie. Po upadku Henselaka sporo o tym mówiono. Opłakują go wszyscy. Spiker nie może uwierzyć Na północy Niemiec ludzie uwielbiają mniej znane w Polsce odmiany żużla, czyli long track (długi tor) i grass track (trawiasty tor). Nawet zawody amatorów często gromadzą sporą publiczność, dla ich uczestników to show, moment w którym mogą poczuć się niczym zawodowcy. Jednym z takich bohaterów był właśnie Wolfgang Henselak. - Nie mogę uwierzyć. Jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy. Spoczywaj w pokoju, mój przyjacielu - napisał Lars Klimek, spiker wielu niemieckich zawodów. - To jest coś strasznego. Nigdy bym nie przypuszczał, że zobaczę na żywo czyjąś śmierć. Po samym upadku wiedziałem jednak, że może być źle. Wolfgang jechał z ogromną prędkością, nie miał już żadnej kontroli nad motocyklem. Zginął robiąc to, co kochał... - mówi nam jeden ze świadków zdarzenia. Henselak miał 68 lat, a na żużlu amatorsko ścigał się już od dawna. To jest ponad 130 km/h. Tu nie ma żartów Być może ta tragedia powinna doprowadzić do pewnych zmian. W Niemczech jest sporo małych, technicznych torów na których amatorzy spokojnie mogliby sobie jeździć. Na samej tylko północy mamy przecież Cloppenburg, Moorwinkelsdamm, Ludwigslust, Parchim, Guestrow czy Stralsund. Wypuszczanie prawie 70-letnich zawodników na obiekty, na których pędzi się ponad 130 km/h to niestety proszenie się o dramat. Taki wydarzył się w niedzielę w Mulmshorn. Dodajmy, że to pierwszy wypadek śmiertelny od czasu Krystiana Rempały. W maju 2016 roku 18-letni wówczas żużlowiec Unii Tarnów uderzył o tor w Rybniku nieosłonięta głową, bo chwilę wcześniej lecący motocykl strącił mu kask. Zabrano go do szpitala, ale tam niestety zmarł po kilku dniach.