Gollob karierę rozpoczął w 1988 roku w Polonii Bydgoszcz. Wybrał żużel chociaż trenował też piłkę nożną. Już pięć lat później wystartował w indywidualnych mistrzostwach świata. Pierwszy wielki sukces Gollob odniósł 20 maja 1995 roku. Na stadionie we Wrocławiu rozegrano pierwszą w historii rundę Grand Prix. Gollob zaczął bez fajerwerków. Dzięki zwycięstwie w ostatniej serii i potknięciom rywali, zdołał awansować do finału. W nim ograł słynnego Hansa Nielsena i stanął na najwyższym stopniu podium! Polak od początku kariery jeździł brawurowo, często na granicy bezpieczeństwa. Do spięć z rywalami dochodziło nie tylko podczas walki na torze. W czasie Grand Prix w Londynie w 1995 roku Gollob ciosem prosto między oczy został znokautowany przez Craiga Boyce’a. Australijczykowi nie spodobał się manewr polskiego żużlowca. Na karę finansową dla Boyce'a złożyli się pozostali zawodnicy, mający po dziurki w nosie szaleńczej jazdy Golloba. W 1999 roku Gollob pewnie zmierzał po tytuł mistrza świata. Fatalny karambol przekreślił jego marzenia. Podczas finału Złotego Kasku z taką siłą uderzył o bandę, że przeleciał przez nią i długo leżał bez ruchu. Trafił do szpitala ze wstrząsem mózgu. Amputowano mu też koniuszek palca. Koszmarny wypadek miał miejsce zaledwie tydzień przed finałowym turniejem Grand Prix. Mocno poobijany Gollob, marzący o tytule mistrza, zdecydował się na start. Nie udało mu się obronić czteropunktowej przewagi nad Tonym Richardssonem. Gollob stanął na drugim stopniu podium. Pomimo tego wygrał plebiscyt na najlepszego sportowca w kraju. Pewnie nawet nie przypuszczał, że na złoto przyjdzie mu czekać przez kolejne 11 lat. W kolejnych sezonach Gollob nie był już tak bliski złota. Nastały lata posuchy, w których polski mistrz zdobył tylko jeden brązowy medal. Co więcej, w 2007 roku uczestniczył w wypadku awionetki. Pilotem był jego ojciec, który postanowił lądować na zamkniętym lotnisku i do tego nie przystosowanym do maszyn o takiej wadze. Awionetka rozbiła się u podnóża góry Św. Marcina w Tarnowie. Być może był to przełomowy moment dla Golloba. Żużlowiec po wypadku zdystansował się od ojca i całego klanu Gollobów. W 2008 roku sięgnął po brąz, w kolejnym sezonie po srebro, aż wreszcie nadszedł pamiętny rok 2010. Gollob Grand Prix rozpoczął niezbyt dobrze. Był dopiero 12. w Lesznie. Potem nadeszły świetne rezultaty. Cztery zwycięstwa, w tym dwa z kompletem punktów. Po triumfie we włoskim Terenzano, przedostatnich zawodach cyklu, Gollob w końcu mógł unieść ręce do góry w geście triumfu. W wieku 39 lat powtórzył sukces Jerzego Szczakiela z 1973 roku! - 20 lat mi zajęło, żeby to zdobyć, także przepraszam was bardzo! - zwrócił się do kibiców po triumfie. Dobrze, że już po turnieju w Terenzano Gollob zapewnił sobie tytuł mistrza. Przed ostatnimi zawodami w Bydgoszczy złamał nogę, jeżdżąc na motocrossie. Mało brakowało, a historia z 1999 roku by się powtórzyła i siedmiokrotny drużynowy mistrz Polski oraz czterokrotny zdobywca Drużynowego Pucharu Świata znowu skończyłby bez złota. Gollob nie zamierzał jednak rozstawać się z Grand Prix. Jego sukcesy w mistrzostwach świata zakończył dopiero kolejny koszmarny wypadek. We wrześniu 2013 roku w Sztokholmie Gollob zderzył się z Taiem Woffindenem. Potężnie uderzył głową o tor i stracił przytomność. Do tej pory był to ostatni występ Golloba w Grand Prix. W sobotni wieczór polski mistrz stanie jednak na starcie na Stadionie Narodowym przy pełnych trybunach. - Nie mogę się doczekać, kiedy stadion wypełni się po brzegi kibicami - mówi Gollob w wywiadzie dla TVP Sport. Występ był reklamowany jako pożegnanie Golloba z mistrzostwami świata. Teraz nie jest to jednak takie pewne. Organizatorzy cyklu zaproponowali polskiemu mistrzowi stałą "dziką kartę" na wszystkie zawody. - Skupiam się na zawodach na Stadionie Narodowym. To jest jakby moja koronacja po tych wszystkich latach, a potem zobaczymy. Jestem przygotowany na to, że pojadę moje ostatnie Grand Prix i po tak pięknej oprawie rozstanę się z cyklem - podkreśla Gollob. Grand Prix w Warszawie, które zapoczątkuje cykl 12 turniejów, rozpocznie się w sobotę o godzinie 19. Grzegorz Zajchowski Zobacz wywiad dla TVP Sport: