SCENA I (1995 rok): Podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii Tomasz Gollob potrąca na torze Craiga Boyce'a. Australijczyk upada, a po wyścigu podchodzi i bez słowa nokautuje Polaka ciosem pięścią. Na karę finansową dla Boyce'a składają się pozostali zawodnicy mający po dziurki w nosie szaleńczej jazdy Golloba. SCENA II (2010 rok). Tomasz Gollob wygrywa Grand Prix w Terenzano zostając nowym mistrzem świata. Ustępujący champion Australijczyk Jason Crump zdejmuje swój plastron z numerem 1, flamastrem pisze na nim nazwisko Golloba wręczając go Polakowi. Oba zdarzenia dzieli 15 lat - czas, w którym Tomasz Gollob przeistoczył się z żużlowego zabijaki, w powszechnie podziwianego sportowca. Kiedyś młody gbur i arogant, dziś 39-letni mistrz mający dystans do swoich osiągnięć. W Terenzano oszołomionym z radości fanom powiedział: "Przepraszam, że trwało to tak długo". Jest dopiero drugim Polakiem z tytułem indywidualnego mistrza świata. Triumf Jerzego Szczakiela z 1973 roku wspominam zaskakująco wyraźnie - bywa, że emocje z dzieciństwa niewiarygodnie głęboko grawerują nam pamięć. Do ostatniego biegu Polak i legendarny Ivan Mauger zdobyli tyle samo punktów (13) i trzeba było rozegrać dodatkowy wyścig. Szczakiel wygrał start, a atakujący go z furią Nowozelandczyk przewrócił się na tor. Na kolejnych okrążeniach Polak musiał omijać Maugera i ludzi z obsługi technicznej idących mu z pomocą. W taki niezwykły sposób doczekaliśmy pierwszego indywidualnego mistrza świata w dyscyplinie, która była w Polsce powszechnie kochana. Żużel w TVP komentował Jan Ciszewski - tak jak piłkę nożną. Mijały lata, a żaden Polak nie był w stanie dołączać do Szczakiela. Ivan Mauger zdobył kolejne dwa tytuły i kończąc karierę miał ich w sumie aż sześć. Pojawienie się Tomasza Golloba 20 lat temu obudziło ogromne nadzieje, ale Polakowi przyszło potykać się z inną legendą tej dyscypliny. W latach 1994-2005 Szwed Tony Rickardsson wywalczył sześć złotych medali IMŚ i w klasyfikacji wszech czasów wyprzedził nawet Maugera (jest lepszy o jeden medal brązowy). Gollob długo budził mieszane uczucia. Razem z ojcem i starszym bratem Jackiem tworzyli team, który miał wielu wrogów. Ojciec sprzedał warsztat samochodowy, by zainwestować w karierę synów mocno wbijając im jednak do głowy, że sportowy talent upoważnia ich do patrzenia z góry na wszystkich wokół. Tomasz jeździł brawurowo, często bez pardonu traktując rywali na torze. Tłumaczył, że daje z siebie najwięcej, gdy jest otoczony przez wrogów. W 1997 i 1998 roku zdobywał brąz IMŚ. Rok później, przed finałowym turniejem prowadził w klasyfikacji generalnej. Po drodze chciał jeszcze wygrać finał Złotego Kasku. Zamiast zwycięstwa, wyleciał za bandę i uderzył w słupek. Do szpitala trafił z wstrząsem mózgu, a lekarze musieli amputować mu koniuszek palca. Pojechał na finał GP do Vojens, ale nie był w stanie obronić przewagi i został wicemistrzem świata. Nastało siedem lat chudych, w których Polak zdobył jeden brązowy medal. 10 czerwca 2007 roku przeżył wypadek lotniczy. Awionetka, którą pilotował jego ojciec rozbiła się przy nieudanej próbie lądowania na lotnisku sportowym w Tarnowie, u podnóża góry św. Marcina. Lecieli na mecz. Najcięższych obrażeń doznał pilot, który postanowił lądować na zamkniętym lotnisku, w dodatku za małym dla maszyn o takiej wadze. Może właśnie wtedy Tomasz Gollob ostatecznie zrozumiał, że jest na tyle dojrzały, by dystansować się wobec ojca? Przestał być lojalnym członkiem klanu. Zdjął maskę buty, która uwierała i nie zapewniła mu miejsca na szczycie. Gollobowi bardzo pomogły też zmiany klubu i przystosowanie do walki na sztucznych torach. W 2008 roku wrócił na podium IMŚ, na najniższy jego stopień, by jednak potem, co 12 miesięcy wspinać się wyżej. W sobotę w Bydgoszczy, czyli w miejscu gdzie karierę zaczynał i startował 15 lat, nie będzie już nikogo ponad nim. Od lat polska liga żużlowa uchodzi za nr 1 na świecie. Startują w niej wszyscy najlepsi, Gollob zawsze był wśród nich gwiazdą, ale gdy przychodziło do walki w MŚ długo przegrywał z presją. Z innymi Polakami było jeszcze gorzej. Szwedzi i Duńczycy mają po 14 złotych medali IMŚ, Nowa Zelandia 12, Wielka Brytania 7, USA - 6. Polska jest dopiero na szóstym miejscu (2). Perspektywy wydają się być jednak krzepiące. Słynący z brawurowej jazdy trzykrotny mistrz świata z Danii Nicki Pedersen kiedyś za Gollobem zdecydowanie nie przepadał. Teraz przyznaje, że Polak jest jak wino i na tym jednym tytule na pewno nie skończy. Z kariery Golloba płynie ciekawa nauka. Zdobył szczyt nie wtedy, gdy był na torze zabijaką, a poza nim arogantem, ale wtedy, gdy rywale przestali go unikać, a zaczęli szanować. Dziś porusza się na motocyklu jak dżentelmen, tylko jeszcze szybciej i sprawniej. Wśród wrogów nie sięgnął szczytu, mistrzem został dopiero wśród przyjaciół. Kibicom, którzy kiedyś wyłącznie go szanowali, dał się w końcu polubić. Wszystko wskazuje na to, że w nowym, mniej drapieżnym, a bardziej przyjaznym wcieleniu, zdobędzie w końcu sportową nieśmiertelność. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!