Kamil Hynek, Interia: Cytując klasyka, słyszałem, że eWinner Apatora w przyszłym sezonie do medalu poprowadziłaby nawet sprzątaczka. Tomasz Bajerski, menedżer eWinner Apatora Toruń: Obiło mi się o uszy, że dostałem samograj i będę tylko wpisywał punkty do programu zawodów, a na koniec wypnę pierś do orderów. Podobne sygnały docierały, gdy budowaliśmy drużynę na szybki awans z eWinner 1. Ligi i okazało się, że nie była to wcale taka bułka z masłem. Mamy fajną, mocną drużynę, z dużymi nazwiskami, ale trzeba te klocki jeszcze odpowiednio poukładać. Daleki jestem od wieszania nam medali na szyjach. Przyzna pan jednak, że jesteście tegorocznymi królami polowania i z okresu transferowego wycisnęliście maksimum. - Emil Sajfutdinow i Patryk Dudek, których udało się sprowadzić należą od lat do absolutnego topu PGE Ekstraligi. To potężne armaty i wartość dodana dla zespołu Apatora. Każdy trener przyjąłby ich u siebie w pocałowaniem ręki. Jestem szczęściarzem, że będę miał ich teraz pod swoimi skrzydłami. Brakło wisienki na torcie w postaci ściągnięcia Bartłomieja Kowalskiego? - Nie chciałbym się rozwodzić na ten temat. Uważam, że jak ktoś daje słowo, albo podaje dłoń, to dla mnie sprawa jest załatwiona. Z Grudziądza wraca za to Denis Zieliński. - Jeśli chodzi o juniorów, to do dwóch miejsc w składzie aspiruje na razie trójka: Lewandowski, Żupiński i Zieliński, a od czerwca konkurencje wzmocni jeszcze młody Affelt. Ale spokojnie, raz, że od przybytku głowa nie boli, dwa tych okazji do jazdy będzie naprawdę sporo. Pamiętajmy o powstającej lidze U24 i całej masie DMPJ. Nie owijajmy w bawełnę Żupiński brutalnie zderzył się z PGE Ekstraligą, zawiódł was na całej linii i jego przyszłość Żupińskiego stała pod znakiem zapytania. Summa summarum nie odejdzie. Pan powiedział zaraz po zakończeniu sezonu, że znacie podłoże problemów tego żużlowca. Czy rozpoczęliście już pracę nad wyciągnięciem go z dołka? - Z Karolem jesteśmy w stałym kontakcie i już z miesiąc temu dostał do wglądu swój "plan naprawczy". Żeby być dobrze zrozumianym, wydaje mi się, że jego kazus nie jest taki zero-jedynkowy, że nie ma tutaj jednego powodu słabszej formy. Ale akurat w przypadku sportu żużlowego ta przyczyna może mieć kluczowe znaczenie, bo dotyczy również innych zawodników. Wiem, że Karol wziął się ostro do roboty, ale tak naprawdę dopiero na wiosnę sprawdzimy jakie będą efekty. Czego od niego oczekujecie, bo w trakcie rozgrywek pojawiały się głosy, że wykupując go z Gdańska Toruń wyrzucił kasę w błoto. - Wyłożyliśmy mu kawę na ławę, ustaliliśmy pewien pułap punktowy i jeżeli nie spełni naszych oczekiwań, po prostu nie będzie jeździł. Zarząd jasno sprecyzował plan najbliższy sezon? Medal, to obowiązek inaczej w Toruniu dojdzie do trzęsienia ziemi? No bo przepraszam, ale jak nie teraz, to kiedy? - Właściciel, zarząd nikt nic nie musiał nam tłumaczyć. My, czyli sztab szkoleniowy doskonale wiemy, że obdarowano nas bronią o ogromnej sile rażenia. Przy takim natężeniu gwiazd ten finał jest planem minimum. Można powiedzieć, że klub opuszcza dwóch wychowanków. Adrian Miedziński chłopak stąd i Chris Holder, który w Toruniu spędził większość swojej kariery w lidze polskiej. Jak Australijczyk zniósł wiadomość o pożegnaniu, a może w końcówce sezonu już się spodziewał, że zabraknie dla niego miejsca w zespole. - Nie wiem czy coś przeczuwał, ale na pewno musiał mieć świadomość, że znów nas zawiódł. Chris poukładał sobie życie prywatne, otrzymał od nas kredyt zaufania i jak tylko mogliśmy to mu pomogliśmy. Ale tak podskórnie zdaje mi się, że zmiana klimatu wyjdzie mu paradoksalnie na dobre. Nowe otwarcie, złapanie świeżego oddechu bardzo często potrafi mieć na zawodników zbawienny wpływ. Czyli bije pan brawo beniaminkowi z Ostrowa, że sięga po mistrza świata z 2012 roku? - Mogę odpowiadać tylko za siebie więc stwierdzam, że nie podrzucamy kolegom z Ostrowa kukułczego jaja. Chris będzie silnym ogniwem Arged Malesy zdolnym do dwucyfrówek na każdym torze. Ostrowianie, których nie było chwilę w elicie potrzebują takiego żużlowca z pokaźnym i stosunkowo "gorącym" PGE Ekstraligowym doświadczeniem. Braterska pępowina zostaje odcięta. Jack będzie w Toruniu wreszcie sam sobie żeglarzem i okrętem. - To, że dojdzie do rozdzielenia może być niezłym rozwiązaniem dla obu. Są braćmi, świetnie się dogadują i wskoczyliby za sobą w ogień, ale każdy jechał na zupełnie różnych przełożeniach. Nawet silniki mieli od innych tunerów. Doszło do tego, że zastanawiałem się, czy oni nie wprowadzili się czasami nieświadomie nawzajem w błąd. Jak jeden cieniował, to ten był wpatrzony w drugiego i próbował takiej zębatki jak ten co mu "żarło". A to było zgubne myślenie. Podczas weekendów w Grand Prix nie będzie już wygodnego siedzenia w fotelu. Czterech stałych uczestników plus jeden oczekujący cyklu to poważne ryzyko kontuzji, czyli nerwy w każdym biegu. - No tak, do cyklu załapało się czterech naszych muszkieterów: Sajfutdinow, Dudek, Lambert i Przedpełski, a pierwszym rezerwowym jest Jack Holder. Zatem przy dobrych wiatrach cała nasza seniorka będzie w rozjeździe. Na spokojne wieczory się nie zapowiada, to fakt. Występy w GP, a potem w lidze różnie oddziałują na żużlowców. Każdy jest ulepiony z innej gliny. Jeden "położy" turniej i nazajutrz już nie pamięta o tym, co było, następny będzie trawił porażkę dłużej, kolejny po stanięciu na podium idzie za ciosem, albo w niczym nie przypomina gościa sprzed dwudziestu czterech godzin. Nie ma reguły, ale z tego co zaobserwowałem i prześledziłem karierę moich podopiecznych, to będą silni wszędzie. Wzmocniliście sztab szkoleniowy. Teraz ta odpowiedzialność za wynik drużyny rozłoży się na większą liczbą osób? - Klub ustalił, że do moich kompetencji należy prowadzenie pierwszego zespołu i z tego będę rozliczany. Tomek Zieliński oraz trener Jan Ząbik będą zajmować się młodzieżą. Zawody juniorskie, ekipa w lidze U24, to ich działka. Oczywiście, kiedy tylko sobie tego zażyczą jestem do ich dyspozycji. Służę radami, wskazówkami, będę obecny na treningach, pojeżdżę z nimi na zawody, ale odpowiedzialność za naszą młodzież spada głownie na ich barki. Jest też nowy dyrektor sportowy, zabrany z Betard Sparty Wrocław - Krzysztof Gałańdziuk. On też będzie z wami ściśle współpracował w parku maszyn? - W trakcie zawodów dyrektor sportowy nie ma co robić. Organizacja zawodów, wszystko co dzieje się do próby toru to jego grunt. Z Krzysztofem dogadujemy się bardzo dobrze, mam nadzieję, że nasza kooperacja będzie owocna, a jak zajdzie potrzeba to z chęcią skorzystam z jego sugestii, poddam analizie, to co mi przekaże, ale i tak wiadomo, że najważniejsze decyzje będę podejmował samodzielnie. Już tak reasumując. Idzie pan teraz do zakładu bukmacherskiego i stawia pan na finał Apatora grubą kasę? - To jest moje marzenie, ale jeśli wszystko wypali i ominą nas kontuzje, akcje Torunia stoją wysoko. Pycha kroczy przed upadkiem, dlatego nie zapominamy o rywalach, którzy przed nami na sto procent się nie położą. Ale ten scenariusz z finałem, jaki sobie rozpisaliśmy na spółkę z kibicami i mediami wzięlibyśmy w ciemno. Nowy system play-off z udziałem sześciu drużyn podoba się panu, czy stare przyzwyczajenia z czterema zespołami bardziej przypadały do gustu? - To nie ma znaczenia. Regulamin w polskim żużlu zmienia się tak dynamicznie i z roku na rok, że ciężko się do czegoś na dłuższą metę przywiązywać (śmiech). Układ z lucky looserem jest atrakcyjny dla kibiców, bo prawdopodobnie do ostatniej kolejki rundy zasadniczej o tę szóstkę będzie szło na noże. A co do nas, jeżeli celujemy w finał, to żadne nowinki nie powinny nas zajmować. Tak czy siak jesteśmy zobligowani do pokonania wszystkich przeszkód. To nie gra planszowa, że rzucimy kostką i za jednym zamachem przeskoczymy od razu np. o cztery pola.