Kibice są zachwyceni Kuberą. Jego dojrzałością, pewnością, techniką i regularnością, z którą przecież tak wielu młodych seniorów ma problem. Mówi się w ogóle, że najtrudniejszy jest dla żużlowca ten pierwszy rok wśród seniorów. Kubera tymczasem właśnie wtedy, w 2021, tak wyskoczył. Dołączył do światowej czołówki, kapitalnie jeździł w turniejach GP i odstawił swojego dotychczasowego "kolegę z podobnego poziomu", z którym wychowywał się w Unii Leszno, czyli Bartosza Smektałę, choć przez wiele lat zapowiadało się, że to ten drugi może zrobić większą karierę. Dojrzałość i stabilizacja u Kubery powodują, że to właśnie on jest naszym największym kandydatem do dołączenia do etatowej trójki Zmarzlik-Janowski-Dudek. Rok temu był też Przedpełski, ale jego występy można sobie darować. Nie pasował do tej stawki niestety. Kubera choćby podczas turniejów w Lublinie udowodnił, że jest w stanie rywalizować z najlepszymi na świecie, bo sam już do nich należy. Nikt nie oczekuje, że już w pierwszych latach włączy się do walki o medale, ale kto wie. Po Woffindenie w 2013 też nikt się złota nie spodziewał. Drugi po Zmarzliku, pierwszy do dzikiej karty Śmiało można już Kuberę nazwać naszym żużlowcem numer dwa, choć oczywiście do tej roli aspirują też takie nazwiska, jak Janowski, Dudek czy Kołodziej. To Kubera jednak jest najstabilniejszy i wpadki przytrafiają mu się w zasadzie najrzadziej. Nieprzypadkowo zresztą rok temu to on, a nie któryś z wymienionych obok został wicemistrzem Polski, jeszcze przed ostatnim turniejem bardzo dużą szansę na złoto. W Rzeszowie jednak wielką klasę pokazał mistrz świata, Bartosz Zmarzlik. GP Challenge w zeszłym sezonie odbywało się na torze w Glasgow, gdzie Kubera totalnie sobie nie poradził. Nie ma co go jednak usprawiedliwiać, bo żużlowiec tej klasy, chcący jechać w elicie, musi umieć jeździć w każdych warunkach. Zdaniem wielu jednak zdecydowanie pasowałby do tegorocznego cyklu niż Kim Nilsson, który z tamtych zawodów awansował. Jednak póki co to właśnie o dziewięć lat starszy od Kubery Szwed będzie miał szansę na walkę o medale. Kto wie jednak (przy całym szacunku dla Nilssona), czy już za dwanaście miesięcy Polak go w tej walce nie zastąpi.