Powiedzmy sobie wprost - wyłącznie ponowne dopuszczenie Rosjan do cyklu GP może spowodować, że Zmarzlik w walce o złoto będzie musiał mocno się napocić. Dwa lata temu tytuł nieoczekiwanie, ale w pełni zasłużenie "sprzątnął" mu Artiom Łaguta, w tym sezonie kapitalnie jedzie Emil Sajfutdinow, który zdaniem wielu osób optycznie wygląda lepiej niż Zmarzlik. Czy by go pokonał w cyklu? Tego już się nie dowiemy. Wiemy jednak, że za rok Polak znów będzie miał autostradę do złota. Spójrzmy na Lindgrena, który nie miał absolutnie żadnych wypadek, praktycznie zawsze robił dużo punktów do klasyfikacji. I co mu to dało? Nic. W Toruniu miał szanse na złoto wyłącznie dlatego, że w mocno kontrowersyjnych okolicznościach zabrano Zmarzlikowi możliwość udziału w GP Danii (nieprawidłowy kevlar). Tak czy inaczej walkę przegrał, choć znowu pojechał kapitalnie (zajął drugie miejsce). Problem w tym, że Zmarzlik zajął pierwsze. W pogoni za rekordami. To za chwilę będzie jego Zmarzlik już teraz prowadzi w klasyfikacji największej ilości turniejowych zwycięstw (ma 23), ex aequo z Jasonem Crumpem. Słowa "gdyby" w sporcie w ogóle nie powinno się używać, ale ten jeden raz to zróbmy - może gdyby jechał w Vojens, to w Toruniu wygrałby po raz 24. i sam dzierżyłby prowadzenie. Tak czy inaczej, chyba tylko cud może sprawić, że w ciągu kilku pierwszych turniejów w 2024 Zmarzlik nie zostanie samodzielnym liderem. Jest już rekordzistą, jeśli chodzi o najmłodszego zwycięzcę pojedynczych zawodów z cyklu GP. Gdy w 2014 wygrywał w Gorzowie z dziką kartą, miał 19 lat i 140 dni. Na ten moment nie widać kogoś, kto mógłby mu to odebrać. Z oczywistych względów na razie Zmarzlik nie ma szans na to, by bić rekordy najstarszych, ale może i te kiedyś będzie miał w swoich rękach. Na razie ma jednak zaledwie 28 lat i już cztery złote medale na koncie. Legendy na wyciągnięcie ręki. Za rok zostanie mu tylko dwóch największych? Jako że Zmarzlik w sobotę został indywidualnym mistrzem świata po raz czwarty, wyprzedził Crumpa, który ma trzy tytuły. Tyle samo zresztą posiada Nicki Pedersen. Cztery mają też Hans Nielsen, Barry Briggs oraz Greg Hancock. Rzecz jasna, duża część tych tytułów to trofea jeszcze z czasów jednodniowych finałów, ale złoto to złoto. Pięć razy mistrzem był Ove Fundin, po sześć razy Ivan Mauger i Tony Rickardsson. Czy ktoś wyobraża sobie inny scenariusz niż ten, w którym za rok o tej porze Zmarzlik będzie szykował się do ataku na szóste złoto? Wątpliwe. Na razie Zmarzlik ma łącznie siedem medali w indywidualnych mistrzostwach świata, ale spokojnie może pobić i ten rekord. Najwięcej ma też Rickardsson, bo jedenaście. Zmarzlik zatem musi teraz cztery lata z rzędu być na podium, by do niego dołączyć. Nie schodzi jednak z niego od 2018, więc zapewne prześcignięcie Tony'ego jest wyłącznie kwestią czasu. Po drodze jeszcze Crump, Briggs czy Nielsen. Ma też szansę zaatakować rekord tego pierwszego, który dziesięć razy z rzędu był na podium. Zmarzlik póki co sześć. Spokojnie może to pobić. Ten rekord będzie najtrudniej pobić, ale i tak za trzy lata może być największy w historii Jest jeden rekord związany z indywidualnymi mistrzostwami świata, który może Zmarzlikowi sprawić trochę więcej problemów. Chodzi o liczbę zwycięstw w jednym sezonie. Najwięcej na ten moment ma też Rickardsson, który w 2005 roku wygrał sześć z dziewięciu rund. Zmarzlik w tym roku pięć z dziesięciu. Oczywiście da się to zrobić, ale Polak np. rok temu bardziej ciułał punkty będąc w czołówce (zwłaszcza w pierwszej połowie cyklu) niż wygrywał. Jest jednak w stanie wygrać ponad połowę, zwłaszcza przy stawce takiej jak ta obecna. Jeśli nie zdarzy się nic nieoczekiwanego w postaci wielkiego wybuchu formy któregoś z rywali Zmarzlika, nagłego spadku formy Polaka czy (na ten moment) dopuszczenia Rosjan do cyklu, to na koniec sezonu 2026 w wieku 31 lat być może będziemy o Zmarzliku mówić już jako o tym największym w historii żużla. A jako że dla żużlowca to żaden wiek, na luzie może wyśrubować swoje osiągnięcia do poziomu absolutnie niepobijalnego.