Tegoroczne listopadowe okienko transferowe niewątpliwie zapisze się w historii polskiego żużla. Takich spektakularnych transferów w tym sporcie nie było bowiem od dawien dawna. Oczywiście bohaterem pierwszych stron gazet jest Bartosz Zmarzlik. Wychowanek Stali Gorzów po ponad dekadzie jazdy w macierzystym klubie postanowił zmienić coś w swojej karierze i wicemistrzów kraju zamienił na obecnych złotych medalistów z Lublina. W nowym zespole na trzykrotnego czempiona czekają nie tylko ogromne pieniądze, ale i wiele innych benefitów, w tym rzekomy transport na wschód kraju za pośrednictwem awionetki. - Po tylu wspaniałych latach, w których z dumą nosiłem i noszę nadal żółto-niebieskie barwy, poczułem, że doszedłem do ściany i aby móc iść dalej, osiągać jeszcze więcej, coś muszę zmienić. Kilka osób w komentarzach podawało argument, że na pewno powiem, że muszę się rozwijać i nikogo to nie przekona. Mam nadzieję, że będzie inaczej. Każdy człowiek potrzebuje co jakiś czas kolejnych bodźców, aby iść dalej. Stojąc w miejscu, cofamy się, a ja nie chcę się cofać - napisał mistrz w lipcu na Facebooku, a 2 listopada został oficjalnie potwierdzony w nowej ekipie. Lider za lidera. To byłby odwet roku! Lipiec jest w tym przypadku słowem klucz. To właśnie wtedy Moje Bermudy Stal rozpoczęła podchody pod zawodników, którzy mogliby zastąpić 27-latka w ekipie. O potencjalnej liście kandydatów w rozmowie z Gazetą Lubuską wypowiedział się Waldemar Sadowski. - Były na niej nazwiska: Gleba Czugunowa, Maksyma Drabika, Bartosza Smektały, Dominika Kubery czy Kacpra Woryny. Szybko jednak okazało się, że na zakontraktowanie któregoś z nich było już za późno - oznajmił prezes, który na stanowisku zastąpił przebywającego obecnie w areszcie Marka G. Naprawdę wielką rzeczą z pewnością byłoby sprowadzenie Dominika Kubery. To niewątpliwie największe nazwisko z listy i zarazem jeden z liderów Motoru, gdzie w przyszłym roku będzie ścigał się Bartosz Zmarzlik. Ostatecznie spektakularny transfer spalił na panewce i gorzowianie wzmocnili się Oskarem Fajferem z pierwszej ligi. Kibice z jednej strony cieszą się z takiego obrotu spraw, widząc ogromne zaangażowanie nowego zawodnika. Z drugiej jednak obawiają się, że żużlowiec nie podoła trudom PGE Ekstraligi. Sam sternik jest z kolei dobrej myśli i przestrzega przed skreślaniem gnieźnianina. - Oskar to taki zawodnik, któremu nie można odmówić ambicji. To dla niego szansa. Upatrujemy w nim duży potencjał. Mocno pracuje i liczę na to, że jego ciężka praca zaowocuje - przekazał Sadowski na łamach gorzowskie.pl. Ewentualna dobra dyspozycja Oskara Fajfera w połączeniu z takimi zawodnikami jak Anders Thomsen, Martin Vaculik, Szymon Woźniak powinna dać fanom mnóstwo powodów do radości. Jasne, o medal będzie piekielnie ciężko, lecz ćwierćfinał rozgrywek przy dobrych wiatrach jest jak najbardziej w zasięgu. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata