Jason Doyle, Vaclav Milik, Andrzej Lebiediew, Krzysztof Kasprzak, Mateusz Świdnicki, Krzysztof Sadurski i Denis Zieliński, tak na tę chwilę ma wyglądać wyjściowa siódemka Cellfast Wilków. Już jest nieźle, a może być jeszcze lepiej. Sytuacja jest naprawdę dynamiczna. Rozochocone Wilki znów ładują magazynek Bo jeśli ktoś myślał, że to koniec wzmocnień w beniaminku PGE Ekstraligi może być w grubym błędzie. Grzegorz Leśniak udowodnił, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Prezes krośnieńskiego klubu zdążył już wrócić z łowów transferowych z dwoma skalpami, ale machanie giwerą z nabitym magazynkiem tak mu się spodobało, że w innych ośrodkach panuje doza dużej niepewności, co jeszcze wyczaruje. Nikt bowiem nie zna dnia, ani godziny, kiedy wilcza wataha znów wyjdzie z lasu i zacznie następne polowanie. Wilki wzięły się na rozbiór dwóch najpoważniejszych konkurentów do utrzymania w elicie: Fogo Unii i GKM-u. Najpierw udało się wyjąć Doyle’a, a potem Kasprzaka. Wolną rękę w poszukiwaniu klubu dostał więc Mateusz Szczepaniak. Kolejnym żużlowcem, który siedzi w Krośnie jak na bombie jest Vaclav Milik. Nie jest tajemnicą, że Wilki mają apetyt, aby ustrzelić jeszcze jednego grubego zwierza. Kasa jest więc, hulaj, dusza piekła nie ma. Jak się bawić, to po całości. Ich rozpychanie łokciami przypomina mi trochę granie na kodach w jakiegoś komputerowego menedżera. Dwa kliknięcia i twój budżet zamieniał się w studnię bez dna. Bierzesz kogo tylko dusza zapragnie bez analizowania, czy zmieścisz się w ramach finansowych. Osobna kwestia to, czy uda się jeszcze kogoś złamać. Na razie w Krośnie skuteczność mają całkiem niezłą, dlatego w Grudziądzu i Lesznie rwą włosy z głowy, czy Wilki nie wyprowadzą kolejnego nokautującego ciosu. A takim byłoby przekabacenie Maxa Fricke’a lub Chrisa Holdera. Zresztą sam prezes Fogo Unii - Piotr Rusiecki powtarza, że po ucieczce Doyle’a niczego nie jest już pewien. Prezes Leśniak jak prezydent Kwaśniewski? Były mistrz świata pokazał, że australijski kierunek jest dość podatny na kuszenie, więc pól żartem pół serio, na miejscu szefów Unii i GKM-u, wynająłbym jakieś wspólne pomieszczenie i zamknął w nim do 14 listopada, czyli oficjalnego zakończenia okresu transferowego Holdera oraz Fricke’a. Tak dla świętego spokoju. Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby Doyle był teraz nieformalną prawą ręką prezesa Leśniaka i nie próbował maczać palce przy próbie wyciągnięcia, któregoś z rodaków. Przebąkuje się ponadto, że Wilki zagięły parol na Mateja Zagara. Skwituję to w ten sposób. Parę lat wstecz na jednej z konwencji SLD Aleksander Kwaśniewski zasłynął powiedzeniem: Ludwiku Dornie i Sabo nie idźcie tą drogą. Parafrazują ten cytat, panie prezesie Leśniaku nie idźcie tą drogą. Macie już Kasprzaka, po co wam następny zawodnik po przejściach, który park maszyn może zamienić w ring bokserski, albo strefę krzyku. Generalnie, po co wam zawodnicy, którzy odcinają kupony od dawnych sukcesów i wiekiem, a szczególnie obecną formą bardziej pasują do żużlowego sanatorium? Kilka lat temu w Gorzowie obaj panowie stworzyli mieszankę wybuchową. Gdy im nie szło, bez kija raczej nie warto było podchodzić. Członkowie teamów chowali się wtedy gdzie pieprz rośnie. Latały zębatki, kaski, praktycznie wszystko, co było pod ręką. Siedem lat temu słoweński komandos tak uderzył swojego mechanika, że temu spadła czapka. Gęstą atmosferę unoszącą się nad parkingiem można było kroić siekierą. To nie tak, że czuję niechęć do Zagara. Po prostu mnie nie przekonuje. Raz, że charakterologicznie do Krosna pasuje średnio, a dwa z jakiś powodów pierwszoligowa Abramczyk Polonia z niego zrezygnowała. Poza wszystkim, nie jest to chyba profil zawodnika, którego Wilki powinny szukać. 39-latek nie prezentował formy, która rzucała na kolana. Zanim trafiał z ustawieniami było już po zawodach, a PGE Ekstraliga teraz nie wybacza błędów, trzeba szybko wyciągać wnioski. Zaufałbym napalonemu na elitę Milikowi, który owal w Krośnie zna jak własną kieszeń, lubi i co najważniejsze jest startowcem, a ten element odgrywa przy Legionów kluczową rolę. Tam strasznie ciężko wyprzedzać, a Zagar w ostatnim sezonie nie był orłem pod taśmą. Słoweniec musiałby się uczyć tego toru od nowa, a nie od dziś wiadomo, że lepsze jest wrogiem dobrego. Czasami lepiej postawić na sprawdzonego konia niż szukać na siłę kwadratowych jaj, skoro w zanadrzu nie trzyma się asa w rękawie, bo pomysł z zatrudnieniem Zagara, to jednak działanie po omacku. Na dwa uda. Albo się uda, albo się nie uda.