ZOOLeszcz GKM fatalnie rozpoczął tegoroczne zmagania w PGE Ekstralidze. Nie dość, że grudziądzanie są bez choćby jednego meczowego zwycięstwa, to na dodatek problemy trapią ich lidera - Nickiego Pedersena. Źle zaczęło się robić już przy okazji meczu w Krośnie, gdzie legendarny zawodnik wycofał się po swoim drugim starcie ze względu na wymagający tor. 46-latek narzekał wówczas między innymi na ból nogi i najzwyczajniej w świecie nie chciał ryzykować nabawienia się potencjalnej kontuzji. - Nie próbowałem namawiać Nickiego do dalszych startów. Jak zawodnik się źle czuje, to nie ma co na siłę go puszczać do biegu. Zrobiłem zmianę. Nie zamierzamy wyciągać konsekwencji. Nicki przyjechał na mecz, chciał startować i zdobywać punkty, więc o jakich konsekwencjach mowa? - mówił na gorąco po spotkaniu trener zespołu, Janusz Ślączka. Teraz z kolei przychodzą do nas niepokojące wieści z Danii. Tam miała miejsce sytuacja wręcz bliźniacza. 46-latek co prawda dobrze rozpoczął pojedynek w Esbjerg, bo od podwójnego zwycięstwa, lecz później stopniowo gasł w oczach, aż wreszcie po zerze w dziewiątej gonitwie postanowił odpuścić dalszą część zmagań. Co z występem Nickiego Pedersena w Toruniu? Są to oczywiście fatalne informacje dla samego ZOOLeszcz GKM-u, przed którym zdecydowanie najważniejszy mecz sezonu w Toruniu. Obie drużyny z województwa kujawsko-pomorskiego znajdują się na dnie ligowej tabeli i potrzebują w tej chwili punktów niczym tlenu. Przyjezdni z osłabionym Nickim Pedersenem nie będą mieć większych szans. - To nie jest piłka nożna, gdzie jest długa ławka i w większości zespołów jest po dwóch czy trzech zawodników na jedną pozycję. Wtedy takiego Pedersena można byłoby kimś zastąpić. W Krośnie musieli jednak za niego na tor wyjeżdżać młodzieżowcy nie gwarantujący praktycznie niczego - pisał nie tak dawno w felietonie na Interii Leszek Tillinger. Oby w piątek na Motoarenie nie doszło do podobnej sytuacji, ponieważ kibice chcą obejrzeć zacięte widowisko.