Mojego cotygodniowego felietonu nie sposób nie zacząć od tego, co w piątek działo się w Zielonej Górze. Rozpocznę od sportu i odniosę się do wysokiego zwycięstwa Falubazu. Ja już przed meczem mówiłem publicznie, że Polonii nie ma co się bać, choć to mocny zespół. Jednak to drużyna, która w mojej subiektywnej ocenie jest zbyt mocno oparta na Wiktorze Przyjemskim. Oczywiście to bardzo poukładany i mądry chłopak i świetny zawodnik, ale jednak wciąż niedoświadczony siedemnastolatek. Sezon zasadniczy bydgoszczanie pojechali najrówniej i to ich wyróżniało na tle zielonogórzan. To był w dużym stopniu efekt łatania dziur przez wyżej wspomnianego juniora, na co Falubaz nie mógł sobie pozwolić. Do czasu, bo sytuacja w półfinale zupełnie się odmieniła i młodzieżowcy rodem z Leszna zrobili swoją robotę. Widać swoją drogą, że współpraca na linii Falubaz - Unia kwitnie, ponieważ na pewno zależy obu drużynom na tym, by już niebawem spotkały się w PGE Ekstralidze. Wróciłyby wtedy nie tylko derby, ale przede wszystkim kochany w całej Polsce klasyk, czyli starcie zielonogórzan z leszczynianami. Zielonogórzanie kontynuują zarazem dobrą passę na własnym torze i przede wszystkim nie doskwierają im urazy. To powoduje, że z optymizmem mogą myśleć o finale ligi. Tak duża przewaga wygenerowana przez Falubaz w play-offach jest praktycznie nie do odrobienia. Czujność oczywiście wciąż trzeba zachować i pojechać na rewanż, tak jakby tej zaliczki nie było. Potem z kolei konsekwentnie kontrolować wynik, w taki sposób, by przynajmniej te 36 "oczek" na koncie się znalazło. Adrian Miedziński toczy najważniejszą walkę Sport sportem, ale niestety od piątku żyjemy wszyscy czymś znacznie ważniejszym, a mianowicie olbrzymim dramatem Adriana Miedzińskiego. Znam go dobrze od wielu lat, ponadto całkiem niedawno współpracowaliśmy, co prawda przez kilka miesięcy, ale w jednym klubie. Kiedy trafiłem do Apatora, to właśnie on był pierwszą osobą, która czekała na mnie na stadionie, pod pachą z psem, którego ze względu na rasę nazywałem Wiewiórką. Bardzo mocno przeżywam to, co wydarzyło się parę dni temu. Ktoś kto zna Adriana osobiście będzie mówił o nim z sympatią. To przede wszystkim człowiek inteligentny, który nigdy nie odmówił nikomu pomocy. Dba o detale również w zakresie własnego domostwa. Zdarzało nam się "sprzeczać" o jakość naszych trawników... O Adrianie można by mówić tak naprawdę cały dzień. Szkoda, że większość osób nie zna jego prawdziwej twarzy, a gdyby znali to nie pojawiałyby się skandaliczne ale na całe szczęście nieliczne niezbyt pozytywne komentarze pod Jego adresem. Ja ogólnie odnoszę takie wrażenie, że część kibiców ma odrealnione pojęcie na temat zawodników. To nie są postacie wirtualne czy jakaś gra komputerowa, gdzie możemy zmienić bohatera i ma on parę żyć, tylko prawdziwi ludzie. Ludzie, którzy mają rodzinę i kilka razy w tygodniu ryzykują swoje życie. Nikomu nie wolno życzyć więc najgorszego, a tym bardziej komentować tak, jak co niektórzy od piątkowego popołudnia. Apeluję też do przedstawicieli mediów. Nie spekulujcie o skutkach kontuzji, nie przytaczajcie statystyk, nie budujcie analogii do innych, być może podobnych wydarzeń. To w niczym nie pomaga ani zawodnikowi, ani Jego najbliższym. Zawsze kiedy opuszczałem szatnię zawodników przed meczem, towarzyszyła mi okropna myśl i z drugiej strony marzenie, by z każdym spotkać się w tej samej szatni po meczu. Zdarzało się, że zostawała pojedyncza torba z rzeczami osobistymi chłopaków. Nie ma nic gorszego niż widok takiego pomieszczenia. Racja, Adrian często miewał wypadki, jednak nie upoważnia to do tego, by wygłaszać opinie w stylu "należało mu się to". Żużel to nie jest zabawa, a wypadki które oglądamy to nie film, tylko rzeczywistość. Trzymajcie proszę kciuki i módlcie się za tego chłopaka! Ja nie zamierzam przestać i czekam na sygnał, kiedy będzie można odwiedzić go w szpitalu. Zrobię to tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Na tym chciałbym zakończyć, bo cała reszta, czyli Grand Prix i dzisiejsze ćwierćfinały PGE Ekstraligi są w tym momencie sprawą drugorzędną. Adrian, jesteśmy z tobą! Czytaj też: Puściły mu hamulce. Wskazał winnych dramatu kolegi Oto sekret ich sukcesu. To może dać im awans