Potyczka niepokonanego lidera PGE Ekstraligi z "czerwoną latarnią" nie zwiastowała większych emocji. Grudziądzanie jechali do stolicy Dolnego Śląska jak na ścięcie, ewentualnie po najniższy wymiar kary. Tymczasem nie dość, że skazywani na pożarcie goście nie przestraszyli się faworyta, to na dodatek w kilku biegach gwiazdy Sparty musiały się nieźle napocić, aby przedrzeć się na czoło stawki. Jednym z tych, który postawił największy opór wrocławianom był debiutującym w tym roku w elicie - Wadim Tarasienko. - Jesteśmy mocną drużyną, chociaż tabela tego nie oddaje, rozkręcamy się. Uważam, że w poprzednich kolejkach mieliśmy sporo pecha. Walczymy na wyjazdach, dogrywamy kwestie sprzętowe, ustaliliśmy sobie zasady komunikacji wewnątrz zespołu i to zdaje egzamin - tłumaczył w mixed zonie dla stacji Eleven. Pierwszy raz Tarasienki we Wrocławiu Co ciekawe Rosjanin z polskim paszportem dopiero pierwszy raz w życiu jechał na nowym Stadionie Olimpijskim. - Wcześniej nie było okazji. Teraz trzy razy wyjechałem do biegów i to tyle moich doświadczeń z tym torem, który jest dość szeroki, a wyjście spod taśmy szczególnie ważne. Pewnie przez to nie ustrzegłem się błędów - oznajmił. Tarasienko zdradził też, co w tej chwili najmocniej spędza mu sen z powiek. - W PGE Ekstralidze trzeba mieć oczy dookoła głowy, żeby rywal nie wyprzedził. Ostatnio nawet sobie o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że na niższych szczeblach rozgrywkowych w Polsce musiałem gonić, a obecnie ja jestem tym gonionym i muszę się bronić. Nigdy tego nie praktykowałem i jazda defensywna chyba mnie paraliżuje, a to rodzi błędy - stwierdził szczerze na koniec.