Jeśli chodzi o najniższy szczebel rozgrywek w piłce nożnej, to nawet nie ma sensu rozwijać tematu. W okręgówce nie ma żadnych pieniędzy. Kiepsko temat wygląda nawet w tych wyższych, czyli czwartej i piątej, choć tam pojawili się znani sponsorzy. Weźmy taką 3. Ligę, którą śmiało można nazwać półzawodową. Pół, bo wielu piłkarzy na co dzień pracuje. Kontrakty mają nieco przewyższające średnią krajową, czasem niższe. Generalnie, mimo że w każdej z czterech grup 3. Ligi gra kilka znanych drużyn, nikt tam nie żyje, jak pączek w maśle. A mamy przecież Świt Nowy Dwór Mazowiecki, Legionovię czy Legię II w grupie 1., Zawiszę Bydgoszcz, Błękitnych Stargard czy Olimpię Grudziądz w 2., Ślęzę Wrocław, Odrę Wodzisław czy Polonię Bytom w 3. oraz Avię Świdnik, KSZO Ostrowiec czy Stal Stalowa Wola w 4. grupie. Oczywiście, są wyjątki. W zimowym oknie transferowym kontrakt z 4-ligową (!) Gwardią Koszalin podpisał Michał Masłowski, były reprezentant Polski, piłkarz Legii czy Zawiszy. Przy okazji wybitnie urazowy piłkarz. Zarabia on w Gwardii 22 tysiące miesięcznie, a do tego ma opłacone mieszkanie. Gwardia jest zresztą ewenementem. Tam wszyscy dobrze zarabiają, bo pojawił się tajemniczy, duży sponsor. Pytanie, na jak długo. Reszta ligi może o czymś takim pomarzyć. Przejdźmy na szczebel w pełni centralny, czyli eWinner 2. Ligę. Tu także są pojedyncze przypadki tych, którzy pracują poza piłką. To jednak naprawdę niewielu. Generalnie z piłki wyżyją, ale nie na jakimś super rewelacyjnym poziomie. Po prostu na godnym. Oczywiście to także zależne od klubu. Dopiero w 1. Lidze (czyli na drugim szczeblu rozgrywkowym!) zarobki zaczynają być porównywalne do tych, jakie mają żużlowcy z najniższej ligi. Niech to najlepiej świadczy o dziwności tego zjawiska. Siatkarze do roboty, żużlowcy do Meksyku Wybraliśmy się ostatnio na mecz 2. ligi siatkówki pomiędzy Metro Warszawa a ENEA KKS Kozienice. Postanowiliśmy zapytać klubowych działaczy, jak to wygląda z zarobkami. - Wszyscy zawodnicy pracują w tygodniu. Nie żyją z siatkówki. Pracują także pierwszoligowcy, choćby ci z Legii Warszawa - rozwiano nasze wątpliwości. Zauważmy przy tym, jak "globalnym" sportem jest żużel, a jak siatkówka. Przy okazji warto dodać na marginesie, że poziom sportowy meczu był naprawdę wysoki i warto dać szansę takim rozgrywkom. Nie o tym jednak jest ten tekst. Co zaś robią w wolnym czasie żużlowcy z 2. Ligi? Praktycznie każdy z nich po sezonie wyjeżdża na zagraniczne wakacje. Są zdjęcia z Egiptu, Tunezji, Bali czy Meksyku. Ten ostatni wariant wybrał zresztą na przykład Adrian Cyfer, obecnie mający co prawda kontrakt w 1. Lidze, ale ostatnie dwa sezony spędził na najniższym szczeblu. Stać go jednak było na wakacje w Meksyku, o czym piłkarze z niskich lig mogą jedynie pomarzyć. Podobnie, jak koszykarze, siatkarze czy piłkarze ręczni. Przepłaceni czy nagrodzeni za ryzyko? Ktoś powie, że nawet niskiej klasy żużlowiec musi dobrze zarabiać, bo on na torze ryzykuje zdrowiem i życiem. To prawda, ryzyko jest potężne. Ale czy ktoś przejmuje się tym w przypadku skoczka narciarskiego występującego w Pucharze Kontynentalnym, w którym się nie zarabia praktycznie niczego? Ten zawodnik też jedzie na próg z prędkością 100 km/h i jego też jeden błąd w locie może kosztować zdrowie. A jednak pieniędzy nie zarabia żadnych, o czym zresztą mówił niegdyś Klemens Murańka. W skokach zarabiają tylko najlepsi. Żużlowcy duże pieniądze mają już jako juniorzy. Rzecz jasna, sporo z tego idzie na sprzęt. Ale na życie we względnym luksusie też wystarczy. Sytuacja z zeszłorocznych DMPJ. Jeden z członków teamu w trakcie cofania busem niechcący zahaczył o nowego Lexusa stojącego przy bramie wyjazdowej. Rozpętała się burza, a najbardziej krzyczał oczywiście właściciel auta. Był nim mieszkający w pobliżu... junior jednej z drużyn. Przyjechał osobówką, bo miał blisko. Tu nie trzeba być gwiazdą. Tu wystarczy być średniakiem w 2. Lidze Gdy spojrzymy na polskich seniorów z 2. Ligi, wszyscy oni niemal żyją, jak pączki w maśle. Wakacje, dobre auta i generalnie mało zmartwień, poza tym że znów przywiozło się raptem kilka punktów. To jednak bez większego znaczenia, bo w końcowym rozrachunku i tak wyjdzie średnia około 1,800 - 2,000. To już wystarczy, by nawet przy 2-ligowych stawkach prowadzić dobre życie. Nieporównywalnie lepsze niż koledzy z innych dyscyplin i to wcale nie z najniższych klas rozgrywkowych. Dodajmy, że niektórzy żużlowcy z zagranicy zimą normalnie pracują. Wśród Polaków to jednak rzadkość, chyba jakiś wstyd, plama na honorze. No bo jak profesjonalny żużlowiec ma pracować? Szkopuł w tym, że wątpliwe jest nazywanie profesjonalnym żużlowcem kogoś, kto nie wychodzi z poziomu 2. Ligi i rok w rok jeździ dokładnie tak samo. Przecież jednym z założeń zawodowego sportowca jest rozwój. Reasumując, gdy już podejmie się decyzję o byciu żużlowcem, a następnie ma się jakiś tam potencjał i chce się jeździć, można naprawdę zapewnić sobie dostatnie życie. I nie ma problemu z tym, że zawodnicy tak właśnie robią. Pytanie jednak, dlaczego akurat w żużlu tak jest, podczas gdy inni sportowcy muszą dorabiać, by móc utrzymać rodziny. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo