Dla wielu kibiców zainteresowanych walką o tytuł indywidualnego mistrza świata na żużlu runda w stolicy Walii jest niczym wieża Eiffla dla Paryża. Od dawna ten turniej był uznawany za najbardziej prestiżowy w ciągu roku. Organizowano go z wielką "pompą", akcje marketingowe promujące dzień zawodów były bardzo szeroko prowadzone. Trudno jednak nikt zauważyć zmian na gorsze, jeśli chodzi o Grand Prix Wielkiej Brytanii. Te zmiany dotyczą przede wszystkim frekwencji na trybunach. Jeśli rzucimy okiem choćby na dwa ostatnie turnieje w Cardiff, dostrzeżemy bardzo kiepską - jak na tę lokalizację - ilość kibiców. Ta runda zawsze kojarzyła się z wielkim i wypełnionym po brzegi stadionem, co właśnie nadawało jej wspomnianej wcześniej niepowtarzalności. Wygląda jednak na to, że coś się w Cardiff skończyło. Nawet podczas rundy rozegranej we wrześniu tego roku dało się wśród dziennikarzy usłyszeć pogłoski o możliwym przeniesieniu zawodów do Manchesteru. Kibice, śpieszcie się. To może być ostatnia szansa Ostatecznie dzień po turnieju oficjalnie ogłoszono, że w sezonie 2024 zawody także odbędą się w Cardiff. Istnieje jednak wielkie prawdopodobieństwo tego, że jeśli znowu stadion będzie świecił pustkami, to tym razem naprawdę dojdzie do jakichś zmian. Cardiff to zbyt duża arena, żeby rentowne było organizowanie zawodów dla 15 czy 20 tysięcy ludzi. To po prostu przestaje się opłacać i trudno się dziwić organizatorom. Tym samym dla kibiców, którzy jeszcze w stolicy Walii nie byli, pojawia się być może ostatnia na jakiś czas szansa, by ten stadion "zaliczyć". W blokach startowych już czeka choćby wspomniany Manchester, który od lat liczy na imprezę z cyklu mistrzostw świata. W sezonie 2024 ten ośrodek zorganizuje co prawda Speedway of Nations, ale to nie to samo, co GP. Na Manchester bardzo liczą też kibice, którzy uwielbiają świetnie ściganie, jakie zazwyczaj zapewnia tamtejszy krótki tor.