Przed sezonem do Pres Grupy Deweloperskiej Toruń dołączył Jan Kvech. Wielkie nadzieje pokładano w czeskim żużlowcu, że będzie o wiele lepszy niż Wiktor Lampart. Początek miał dobry, ale im dalej w las, tym gorzej. W tym sezonie różnica między żużlowcami jest znikoma. Jedna jaskółka Jana Kvecha wiosny nie czyni Wydawało się, że faktycznie Jan Kvech dojrzał, poukładał sprzętowo sprawy i w końcu będzie jeździł na miarę swojego potencjału. Drużyna toruńska wyglądała fantastycznie, w dużej mierze dzięki Kvechowi, który robił wyraźną różnicę. Ostatnie trzy spotkania były jednak tragiczne. 6 punktów w 3 meczach, mówi samo za siebie. - Było głośno przy porażkach, by zwolnić Piotra Protasiewicza. Ja będę ciągle mówił, że tam nie było nawet procenta winy Protasiewicza. Mówiło się, że Kvech w pierwszym meczu zrobił mecz życia, a że menedżer Falubazu popełnił błąd, nie przedłużając umowy z Czechem. Ja zawsze mówiłem, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Nie pomyliłem się - wyjaśnia nam były menedżer. Piotr Protasiewicz miał rację. Dyrektor Falubazu nie pomylił się Relacje Piotra Protasiewicza z Janem Kvechem pod koniec współpracy nie były najlepsze. W ćwierćfinale Czech wylądował na ławce, a podczas spotkania wybuchła mała awantura. Protasiewicz zapytał się, czy Kvech chce jechać. Ten nie dał jednoznacznej odpowiedzi, co dyrektor sportowy Falubazu potraktował jako odmowę. Na następny mecz już go nie zabrał. Klub z zawodnikiem zakończył współpracę, co wielu oceniało jako błąd. - Teraz co powiedzą Ci, którzy mocno krytykowali Piotra Protasiewicza, że wyrzucił Kvecha? Protasiewicz miał nosa. Ja uważałem, że już w poprzednim sezonie powinni Czechowi podziękować. To co pokazywał ten zawodnik, to wszem i wobec, on nie nadaje się na Ekstraligę, a tym bardziej w drużynie, która chce walczyć o najwyższy cel. Protasiewicz może chodzić teraz z podniesioną głową - kończy Krzystyniak.