Są takie tory, na których każdy lubiący podróże kibic żużla powinien się choć jeden raz pojawić. Należy do nich na pewno obiekt w Nagyhalasz, gdzie przeważnie są świetne zawody, a do tego bardzo dobre, regionalne jedzenie. Fani cenią sobie tę lokalizację, a niektórzy z Małopolski są tam częściej niż w Tarnowie, Krośnie czy Rzeszowie. Wygląda jednak na to, że przed nimi dwie ostatnie okazje, by znów pojechać do Nagyhalasz. Oficjalna strona ośrodka mówi wprost: w sezonie 2023 odbędą się dwa, kończące działalność toru turnieje. Mowa o planowanym na 14 maja SEC Challenge oraz półfinale mistrzostw Europy par, który ma się odbyć 2 września. Znając jednak kapryśną, wrześniową pogodę, zdecydowanie lepiej wybrać pierwszy z tych terminów. Problem w tym, że pokryje się on niemal z GP w Warszawie, na które wielu kibiców zarezerwowało sobie cały weekend 13-14 maja. Teoretycznie da się to pogodzić, ale trzeba by w niedzielę wyjechać bardzo wcześnie. Turniej w Nagyhalasz ma zacząć się już o 14:30. Węgry upadają. Jest szansa na jeden powrót Jeśli rzeczywiście Nagyhalasz zniknie w tym roku z żużlowej mapy, Węgrom pozostanie jeden aktywny ośrodek. Mowa o Debreczynie, który także organizuje sporo imprez rangi międzynarodowej. W maju odbędą się tam choćby eliminacje do Grand Prix. Nie istnieje już żużel w takich miastach jak Szeged, Miszkolc czy Nyiregyhaza, gdzie kiedyś się ścigano. Nie znaczy to jednak, że wszystko na Węgrzech jest już stracone. Krążą pogłoski o bardzo możliwym odrodzeniu się toru w Gyuli. Tam też od kilku lat już żużla nie ma. Węgrom bardzo by się to przydało, bo na chwilę obecną zostanie im zaledwie jeden tor. Co prawda żużlowców w tym kraju nie ma zbyt wielu, ale jednak każdy obiekt w takim kraju jest na wagę złota. Pytanie, czy rzeczywiście jest szansa na powrót Gyuli. Póki co, to jedynie pogłoski. Informacje o Nagyhalasz niestety są już potwierdzone.