Jeżeli na szybko mielibyśmy stworzyć listę najbardziej zasłużonych polskich zawodników w XXI wieku, z pewnością w jej górnych rejonach znalazłby się Piotr Protasiewicz. Wychowanek Falubazu osiągnął z naszą kadrą właściwie wszystko, co tylko się da, a do tego dołożył kilka lat startów w prestiżowym cyklu Speedway Grand Prix. Jakby tego było mało, doświadczony zawodnik straszył także na krajowym podwórku, aż dwunastokrotnie sięgając po różne medale mistrzostw Polski. Piotr Protasiewicz mówi „pas” Nic więc dziwnego, że jego nazwisko prędzej czy później musiało znaleźć się w galerii sław Żużlowej Reprezentacji Polski. Wielkie oczekiwanie zakończyło się w tegoroczną majówkę. Dziś w Bydgoszczy 47-latek wreszcie dołączył do grona największych legend czarnego sportu, takich jak Tomasz Gollob, Marek Cieślak, Jerzy Szczakiel czy Antoni Woryna. - Bardzo się z tego cieszę i dziękuję za taki zaszczyt, jaki mnie spotkał. Fajnie, że na koniec mogłem odebrać takie wyróżnienie, tym bardziej w mieście gdzie zacząłem takie dorosłe ściganie. To właśnie w Bydgoszczy w 1997 roku podpisałem kontrakt, będąc już seniorem. Zawsze będę miał sentyment do tego klubu i stadionu - oznajmił główny bohater na antenie TVP Sport. To co stało się jednak później, zaskoczyło niemal wszystkich kibiców zebranych na stadionie. Piotr Protasiewicz ogłosił bowiem zakończenie kariery. Oczywiście reprezentant Stelmet Falubazu nie zawiesi kevlaru na kołek już dziś. Ma on bowiem jeszcze jedno zadanie do wykonania, a mianowicie awans wraz z zielonogórzanami do PGE Ekstraligi. Jak na razie na zapleczu najlepszej ligi świata 47-latkowi wiedzie się całkiem dobrze i zdobywa on średnio 1,5 punktu na wyścig. Niestety od początku roku nie omijają go przykre upadki. Najpierw z pozoru niegroźna kraksa na treningu spowodowała, że odpuścił sparingi. Teraz w niedzielę w starciu ze Zdunek Wybrzeżem Protasiewicz ponownie zapoznał się z nawierzchnią toru. O wycofywaniu nie było jednak mowy. Ba, wystąpił jeszcze w biegu nominowanym.