Cykl Grand Prix składa się z wielu rund, więc zawodnik który kiepsko wypadnie w jednej czy dwóch, nie jest jeszcze "pozamiatany" w kontekście dalszej rywalizacji o medale. Czy o złoty? To już nie takie oczywiste, bo w sezonie 2023 Fredrik Lindgren nie zawiódł w żadnym turnieju, a i tak przegrał z Bartoszem Zmarzlikiem, który wypuścił zawody w Vojens! To pokazuje, że pokonać Polaka można jednorazowo, ale na ten moment w całym cyklu absolutnie nie ma na niego mocnych. Czy w terminarzu GP na nowy rok możemy spodziewać się jakichś cudów? Raczej nie za bardzo. Z pewnością zdecydowana większość lokalizacji się powtórzy. Będzie Warszawa, Praga, Gorzów, Malilla, Ryga, Cardiff, Vojens i najpewniej też Toruń. Pozostają dwie zagadki. Czy najlepsi na świecie pojadą do chorwackiego Gorican oraz czy rywalizacja zakończy się w Australii. Od kilku lat kibice czekają na turniej na jakimś innym kontynencie. Zmarzlik i spółka w dalekiej Australii? To pytanie wiele osób nurtuje, bo na ten moment nie poznaliśmy nawet nieoficjalnie żadnej informacji a propos zawodów w ojczyźnie Doyle'a czy Holdera. Z pewnością byłby to wielki krok w kierunku ekspansji żużla, która rzekomo ma być dla Discovery jednym z priorytetów. Oczywiście będzie to też potężne wyzwanie logistyczne, o czym wielokrotnie mówili już sami żużlowcy. Oni chyba są najmniej entuzjastycznie nastawieni do tego pomysłu. Rzecz jasna nikt nie będzie specjalnie zdziwiony, jeśli kalendarz GP 2024 będzie kopią tego z niedawno zakończonego sezonu, tylko z delikatnie zmienionymi datami. Od wielu lat fani są trochę wodzeni za nos, słyszą o nowych kierunkach, mówi się nawet o Argentynie, ale jakoś nic nie może z tego wyjść. A tylko w taki sposób można promować tę dyscyplinę, która na skutek niewielkich zmian w terminarzach staje się coraz bardziej niszowa.