W trakcie meczu Abramczyk Polonii z Orłem Łódź doszło do skandalicznego zachowania eksperta telewizyjnego - Mirosława Jabłońskiego, który próbował wpłynąć na decyzje sędziego. Facet zachował się jak typowy chłopiec w krótkich spodenkach. Tyle lat jeździł na żużlu, a kilka dni temu wyszło szydło z worka, jak pan Jabłoński naprawdę zna regulamin. Jego wparowanie na wieżyczkę ciężko racjonalnie wytłumaczyć. Gdy się o tym dowiedziałem, to po prostu nie mogłem w to uwierzyć. Teraz Polskę trawi fala upałów. Może w sobotę w Bydgoszczy było zbyt gorąco i słonko mocniej przygrzało. Arbiter w raporcie dokładnie opisał to zdarzenie, więc w tym przypadku nie mówimy o bajkach wymyślonych przez prasę. Jestem w szoku, że szef żużla w Canal+ - Marcin Majewski zawiesił go tylko na miesiąc. Ta kara to śmiech na sali. Przecież w regulaminie jest jak wół napisane, że osoba funkcyjna nie może wejść do sędziego, a nieprzestrzeganie przepisów grozi rokiem zawieszenia. W obliczu decyzji pana Majewskiego, trzeba stwierdzić, że obszedł się z Jabłońskim po koleżeńsku. Gdybym to ja był pryncypałem pana Mirka, wybiłbym mu z głowy komentowanie przynajmniej na pół roku. Niedawne zawieszenie to nie pierwszy tego typu incydent z nim związany. Jabłoński dopuścił się recydywy. W przeszłości telewizja już go "zamiatała" i odstawiała od komentowania, ale jak widać ten człowiek nie wyciąga żadnych wniosków. Byłem przy żużlu wiele lat i nigdy nie spotkałem się z czymś takim, że jakakolwiek osoba funkcyjna pouczała sędziego i wymuszała na nim decyzje. Eksperci telewizyjni robią za autorytet i wzór do naśladowania, dlatego powinni się mienić nieposzlakowaną opinią. Niestety pan Jabłoński poleciał po bandzie już któryś raz i sam jestem ciekawy, czy na dłuższą metę, tym razem znów ujdzie mu to płazem. Śmieją się z niego nawet koledzy Jabłońskiemu uderzyło coś w rodzaju gwiazdorstwa. Wydaje mu się chyba, że skoro mądrzy się w telewizji, to złapał pana Boga za nogi i pozjadał wszystkie rozumy. Wystarczy obejrzeć parę magazynów z jego udziałem, by stwierdzić, że zadawane przez niego pytania są czasem kompletnie niezwiązane z żużlem. Momentami aż chce się płakać ze śmiechu, na to co on plecie. Kłóci się bezsensownie tylko po to, żeby się pokłócić. Z niego już nawet podśmiechują się koledzy zasiadający w studio. To czego dopuścił się Mirosław Jabłoński zdarza się zawodnikom. Rok temu zadymy w rodzimej Danii narobił Nicki Pedersen. Są to jednak czynni żużlowcy, którzy działają pod wpływem emocji oraz w przypływie adrenaliny. Niekiedy "do pieca" dokładają też kibice. W przeszłości potrafili oni do tego stopnia otoczyć wieżyczkę sędziowską, że arbitra musiała ewakuować policja.