To gotowy przepis na katastrofę. Polski klub znów igra z ogniem
Krono-Plast Włókniarz Częstochowa wielokrotnie był krytykowany za budowę składu na poprzednie lata. W zespole miało brakować atmosfery i współpracy pomiędzy zawodnikami. W końcu z klubu odeszły czarne charaktery, lecz zamieniono ich na kolejny zestaw nazwisk, który może przysporzyć sporo problemów. Abstrahując już od zachowania, to dwie nowe gwiazdy (Jason Doyle i Piotr Pawlicki) często łapią kontuzje. Jakikolwiek uraz w trakcie rozgrywek może być gwoździem do trumny Włókniarza, który jest skazywany na dramatyczną walkę o utrzymanie w PGE Ekstralidze.
Z Częstochowy odchodzą Leon Madsen, Mikkel Michelsen i Maksym Drabik. W ich miejsce zagoszczą Piotr Pawlicki, Jason Doyle i Wiktor Lampart. Skład uzupełnią Kacper Woryna i Mads Hansen. Choć Włókniarz tym manewrem miał nieco uzdrowić atmosferę w drużynie, to najprawdopodobniej zaczął gasić pożar benzyną.
Gwiazdor wystawił ich do wiatru, musiał wziąć to, co zostało
Brak atmosfery i współpracy między tymi zawodnikami w latach 2023-2024 widział każdy. Drogi skład nie przyniósł w tym czasie żadnego sukcesu, a o mało nie spadł hucznie z ligi. Działacze 4-krotnych mistrzów Polski zostali też nieco postawieni pod ścianą. Wszystko wskazywało na to, że Madsen zostanie, ponieważ pozbyto się Michelsena. Duńczyk nie dotrzymał jednak słowa.
Wtedy zdecydowano się na inną koncepcję. Michał Świącik brał po prostu najlepsze możliwe nazwiska do wzięcia, które były dostępne na rynku transferowym. Tak oto pod Jasną Górę trafił Doyle i Pawlicki, którzy zaliczani są raczej do grona trudnych charakterów, czyli tego samego, co ich poprzednicy.
Tego transferu mogą gorzko pożałować
Pawlicki jest znany z tego, że zazwyczaj szuka problemu wokół siebie. Przez wiele lat kariery żonglował silnikami, mechanikami, aż w końcu doszło do tego, że także klubami. Polak nie jest ustabilizowany, więc kiedy mu nie idzie, to cierpią na tym wszyscy dookoła. Czasy, kiedy potrafił być regularny choćby przez pewien okres czasu, najpewniej poszły w zapomnienie.
W swojej najwyższej formie był bardzo przydatny dla zespołu, bo potrafił zadbać o kolegę z pary. Teraz widać jednak coraz więcej chaosu w jeździe, mniej prędkości i brak pewności siebie. Kiedy Piotr Baron ustawił Pawlickiego z Doyle'em w parze, kibice zastanawiali się, czy obaj panowie jeżdżą indywidualnie, czy drużynowo.
Istnieją obawy, to będzie gwóźdź do trumny
Doyle też do świętych nie należy i pewnie dlatego ma na koncie tytuł mistrza świata, a mógł mieć nawet dwa tytuły. Nie jest to jednak zawodnik, którego rozważają czołowe kluby PGE Ekstraligi. Sam zresztą niedawno przyznał, że to dla niego czysty biznes. Liczy tylko na wysokie kwoty od prezesów, którzy są na niego skazani z braku alternatywy na giełdzie.
Zarówno Polak i Australijczyk są podatni na urazy. No może Doyle tak często kontuzji nie łapie, co wychowanek Unii, lecz notuje wiele upadków. Im jest starszy, tym będą one coraz bardziej opłakane w skutkach, tym bardziej że jest po rekonstrukcji barku. Cały poprzedni sezon praktycznie stracił na rehabilitację.
W Rybniku, kiedy zdali sobie sprawę, że nie wyciągną Doyle'a, to machnęli ręką i w sumie nie martwili się z tego powodu. Właśnie dlatego, że 38-latek może doznać groźnego upadku już na samym starcie i postawić swój zespół pod ścianą, tak jak GKM w tym roku. To o tyle kłopotliwe, że Włókniarz w pełnym składzie jest skazywany na walkę o utrzymanie, a co dopiero, jeśli będą zmagali się z brakami kadrowymi.