Pierwsze cztery wyścigi przebiegły zdecydowanie po myśli gospodarzy, czyli ZOOLeszcz GKM-u. Unia przegrywała 9:15 i wydawało się, że grudziądzanie mogą pewnie wygrać. Po odprawie po pierwszej serii goście szybko wyrównali, a później powoli uciekali miejscowym. Końcowy wynik 50:40 trochę zamazuje przebieg meczu.Absolutnym bohaterem był Janusz Kołodziej, który w Grudziądzu popisał się czystym kompletem 15 punktów. Lider leszczynian aż trzykrotnie na dystansie wyprzedzał Nickiego Pedersena. Zrobił to, czego dwa tygodnie wcześniej nie potrafili żużlowcy Tauron Włókniarza na czele z Leonem Madsenem. Kołodziej na odprawie doradzał kolegom, ale inni również wymieniali się spostrzeżeniami. Baron: Nie tylko Kołodziej Po zawodach w Grudziądzu trener Piotr Baron krótko podsumował rozmowy z zawodnikami podczas zawodów. - Wszyscy zawodnicy mówili, ktokolwiek zjeżdżał z toru, to wyciągaliśmy wnioski czy isć z przełożeniami w dół, czy w górę. Każdy mówił, co czuje, nie tylko Janusz Kołodziej - powiedział szkoleniowiec Unii.Ważne punkty przywiózł także Bartosz Smektała (8+2). Na koncie wychowanka nie było żadnego zera, co oznacza, że przez całe zawody jechał na równym poziomie. - Zawsze chce się więcej. Najważniejsze jednak jest to, że drużyna wygrała. Gdyby było nieco gorzej drużynowo, to teraz powiedziałbym, że chciałbym zrobić więcej. Wydaje mi się, że jazda była całkiem OK. Brakuje mi jeszcze luzu na motocyklu, ale im więcej dobrych zawodów, tym więcej będzie luzu - skomentował żużlowiec. Smektała opowiada o odprawach - Na odprawie jest tak, że każdy wymienia się spostrzeżeniami. Każdy zawodnik jednak zrobi i tak, co potrzebuje. Jeden wzmacnia motocykl, drugi osłabia, a trzeci zrobi jeszcze coś innego. Każdy musi patrzeć na siebie, ale czasami można się dowiedzieć fajnych rzeczy, np. jakie jest czwarte pole, bo nie miało się okazji wcześniej tam podjechać i sprawdzić. Tor zmienia się na bieżąco, tak samo jest z polami startowymi - opowiedział Smektała.Zawodnik Unii zrehabilitował się za mecz we Wrocławiu, w którym zdobył tylko punkt. Dwa pozostałe spotkania były w jego wykonaniu naprawdę dobrze. Czy w Lesznie czuje się najlepiej? - Tutaj jest mój dom, tutaj się wychowałem. Nawet nie będąc w Lesznie, tej drużynie kibicowałem, bo kibicem byłego od małego. Cieszę się, że mogę być częścią tego zespołu - zaznaczył.- Nie uważam, że u siebie jest większa presja. Wiadomo, że w domu jest nieco inaczej, ale nieważne, jaki klub reprezentujesz, to jest to praca i trzeba jechać, jak najlepiej się tylko potrafi. U siebie zawsze są znajome twarze na stadionie. W Częstochowie też było OK, ale jednak byłem tam zawodnikiem z zewnątrz. A największą sympatię ma się jednak u swoich kibiców - podsumował Smektała.