Dariusz Ostafiński, Interia: Tomasz Gollob potrafił w Grand Prix wychodzić z większych opresji niż Bartosz Zmarzlik, ale wyczyn naszego 3-krotnego mistrza w Gorican, to też była duża sprawa. Stanisław Chomski, trener ebut.pl Stali Gorzów: Poza tym takie wygrane i takie turnieje budują pewność siebie zawodnika. Przed pierwszym meczem domowym Platinum Motoru Bartek wystąpił na konferencji. Ktoś mi zwrócił uwagę, że jego mowa ciała mówi różne rzeczy, że to może niepokoić, że tam czegoś brakuje. Kwaśna mina Zmarzlika zaniepokoiła trenera Oglądałem tę konferencję. Zmarzlik nawet się nie uśmiechał, a przecież miał jechać pierwszy mecz w nowym klubie, przed lubelską publicznością. Zatem coś szczególnego, a mina kwaśna. Dlatego proszę, żeby pan rozwinął temat. - Nie powiem, kto mi to powiedział. Zostańmy na tym, że osoba z bliskich kręgów. Zresztą ja początkowo chyba w to nie uwierzyłem. Uznałem, że tam jest niepewność, bo mało jeździli, zwłaszcza u siebie, i mogą nie wiedzieć, w którą stronę iść z ustawieniami. Zresztą on dzień po tym kiepskim występie w Lublinie odnalazł się w Gorzowie. A powiem, że my ten tor przygotowaliśmy inaczej niż wtedy, kiedy był u nas Bartek. To zresztą było widać po czasach. On jednak szybko się odnalazł. Kwalifikacje do Grand Prix w Gorican też nie zwiastowały jakichś większych problemów. - Trzeba jednak pamiętać, że co innego czasówka, a co innego ściganie. W zawodach już nie jedzie się na tych samych ustawieniach, co w czasówce. To wszystko skończyło się jednak tak, że ci wszyscy, którzy ostrzyli sobie zęby na Zmarzlika zostali daleko z tyłu. Bo przecież faworytów było wielu. - Pewność siebie biła od Anglików, Doyle też radził sobie w trudnych warunkach. Ja miałem taką chwilę zwątpienia po tej taśmie. Myślałem, że to wprowadzi u Bartka nerwowość. Jednak nie było jej. On był pewny siebie. W finale to wszystko wyszło. Wiedział, że zostanie mu najgorsze, pierwsze pole. Komentatorzy zwracali uwagę, że ostatni raz dało ono wygraną w dwunastym biegu. Zmarzlika to jednak jakby nie obchodziło. Przygotował się na ten bieg, rozegrał go doskonale i wygrał. Zmarzlik zaczął marsz po czwarte złoto. Zostało mu jedno do zrobienia I zaczął marsz po czwarte złoto? - Teraz już wiadomo, że to nie on będzie się obawiał rywali, ale oni będą się bali jego. Ci wszyscy kandydaci do złota byli w Gorican bezradni. Mnie się bardzo podobało to, że w finale Bartek zagrał va banque, choć miał już taśmę. Mógł to mieć z tyłu głowy, a jednak to mu nie przeszkodziło. O fatalnym meczu ligowym z Lublina też zapomniał. - To był drugi taki jego przypadek w dojrzałej karierze. W sezonie 2020 mieliśmy finał w Lesznie i on tam wypadła słabo. Nic mu nie pasowało. Czyli nic go nie zatrzyma? - Rywale są dekadę za nim. Wartość tej wygranej w Gorican podnoszą warunki. Były ekstremalne. Na treningu było ładnie, świeciło słoneczko. Potem jednak spadł deszcz i trzeba było sobie z tym poradzić. W Gorican może nie było wielu mijanek, ale była jazda w bliskim kontakcie. Wygrać tam znaczy wiele. A przed nami jednodniowy tor w Warszawie. I co w związku z tym? - To, że tam często dziury i koleiny decydowały o wygranej. Powiem, że to będzie trudny egzamin. Jeśli Bartek będzie w Warszawie w trójce, to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że zostanie mistrzem świata. Innym Polakom brakuje tego czucia, które ma Zmarzlik A co można powiedzieć o naszych pozostałych zawodnikach. Janowski i Dudek też jeżdżą na silnikach Kowalskiego. Tak jak Bartek. - Dudek od początku sezonu się męczy. Poza tym to odróżnia Bartka od innych, że nie tylko doskonale jeździ, ale i ma to coś. Bartek potrafi złapać manetkę gazu, pokręcić i wie, że ten silnik jest dobry na ten tor. Edward Jancarz, były znakomity zawodnik Stali, po remoncie silnika brał za manetkę, kręcił i mówił, że będzie dobrze. To czucie jest ważne. Ważniejsze niż kiedyś. Ono daje zawodnikowi wiedzę. Niektórzy wygrywają, ale nie wiedzą dlaczego. Bartek rok temu stwierdził, że wie, dlaczego wygrał. To ważne. Dlaczego? - Podam kolejny przykład innego wielkiego mistrza Hansa Nielsena. Na własnym torze w Pile przegrał bieg. Po jego zakończeniu nic nie robił, a tylko siedział i czekał na kolejne. I te następne wygrał. Zapytałem go potem, dlaczego nic nie zrobił. Odpowiedział, że to on przegrał, więc nie było sensu niczego zmieniać. Przyznał, że przegrał start, a jako że była tylko ścieżka przy krawężniku, to odpuścił i dojechał drugi. Potem usiadł, zrelaksował się i w drugim wyścigu poszło mu lepiej. I to jest ta klasa, ta wiedza. U nas większość zawodników przegrywa i przewraca wszystko do góry nogami. Nie szukają winy w sobie, ale w sprzęcie. I nawet jeśli sprzęt jest winny, to zmienią w nim tyle, że jak potem wygrają, to nie wiedzą, co zdecydowało. Nie potrafią tego ustalić, bo za dużo zmiennych wprowadzili. Zmarzlik jednak wie? - Tak, a do tego dochodzi jego styl jazdy, determinacja i ta pewność siebie. No i Zmarzlik nie jest grzecznym chłopcem, bo jak wiadomo, tacy nie zostają mistrzami. Mam na myśli ten jego atak na Woźniaka w piątkowym meczu Stali z Motorem. - Jakby to zrobił Szymon, to cały stadion biłby mu brawo. Bartek szykował się na ten atak, ja wiedziałem, co on zrobi. Szymon raz zamknął mu krawężnik i powinien był to zrobić drugi raz. On jednak pozwolił się Bartkowi wypchnąć i przeprowadzić ten atak. Krzywdy Bartek Szymonowi nie zrobił, choć jakby się przewrócił, to sędzia mógłby się zastanawiać.