Duńczycy kompletnie przespali pierwszą część zawodów. Na początku tylko Jensen był w stanie punktować. Był taki moment, że żużlowiec Enea Falubazu uzbierał 64 proc. punktów całej drużyny (7 z 11). Później ta liczba trochę spadła, bo zadowalająco zaczął prezentować Leon Madsen. Wicemistrz świata zapisał na swoim koncie 9 punktów. Nie jest to bardzo imponujący wynik. Pozostali zawodnicy spisali się jednak dużo gorzej i to do nich można mieć największe zastrzeżenia. Wielki talent już w Ekstralidze? Ten ruch mu to umożliwili Jensen nie może być pewny pozostania w Falubazu Nie uda się ukryć, że reprezentacja Danii tylko dzięki szczęściu zakończyła turniej na podium. Po pierwsze: jak Filip z konopi wyskoczył Jensen, a po drugie: Australijczycy w najważniejszej fazie zawodów nie mogli wystawić do dwóch wyścigów Jacka Holdera, który punktował najlepiej w ich drużynie, ale nie czuł się najlepiej po upadku. Michelsen, Thomsen i Pedersen mają więc o czym myśleć. Zwłaszcza ten ostatni, bo to on jest jeżdżącym selekcjonerem i jako pierwszy musi wyciągnąć wnioski.Jensen jest ważnym ogniwem pierwszoligowego Falubazu. Jeśli zielonogórzanie awansują do PGE Ekstraligi, to Duńczyk może zostać wymieniony. Takim występem 30-latek zwiększył swoje szanse na pracę w elicie. To nie pierwsze zawody, w których objeżdża światową czołówkę. Turniej obserwował dyrektor sportowy Falubazu - Piotr Protasiewicz, który był gościem Eurosportu. Jazda Jensena z pewnością mu nie umknęła. To jest ich sufit. Wyżej już nie podskoczą Co się dzieje z Michelsenem i Thomsenem? Obaj świetnie prezentują się na torach PGE Ekstraligi, ale na arenie międzynarodowej w tym sezonie nie mogą się odnaleźć. Te słowa nie są podyktowane tylko ich występem we Wrocławiu. Zdecydowanie poniżej oczekiwań punktują w cyklu Grand Prix, gdzie Thomsen w klasyfikacji przejściowej jest dwunasty, a Michelsen czternasty. Ten drugi ze stałych uczestników wyprzedza tylko Kima Nilssona. Przed sezonem mówiło się, że stać ich na walkę o medale. Na pewno nie w tym roku.Do trójki, która zawiodła, zaliczyliśmy Pedersena. W zawodach wystąpił tylko raz, jednak na jego koncie nie ma żadnego punktu. Selekcjonera Duńczyków można jednak pochwalić za to, że na chłodno podszedł do swojej jazdy i już po pierwszym nieudanym wyścigu uznał, że jest w słabszej dyspozycji od kolegów. Ciekawe, czy z takim zrozumieniem przyjąłby zmianę w PGE Ekstralidze. Pedersen nie zapomniał regulaminu. Pokazał to w swoim pierwszym starcie, kiedy... dojechał ostatni. Po prostu zdawał sobie sprawę, że zero ma większą wartość niż defekt. W polskiej lidze w tym sezonie nie ma jeszcze ani jednego czwartego miejsca, bo jadąc na końcu stawki, zjeżdżał z toru. W statystykach ma zapisanych aż siedem defektów.