Piątkowe zawody na stadionie imienia Edwarda Jancarza były poważnie zagrożone od piątkowego poranka, kiedy nad obiektem spadł pierwszy mocny deszcz. Organizatorzy dobrze znali prognozy pogody, więc postanowili zabezpieczyć nawierzchnię plandeką. Ta zdała egzamin połowicznie, ponieważ o ile proste wyglądały dosyć dobrze, o tyle kiepsko prezentował się drugi łuk. Po długich pracach ostatecznie żużlowcy pojawili się pod taśmą, jednak zrobili do dopiero o godzinie 21:00. Czy warto było tyle czekać na ściganie najlepszych młodzieżowców globu? Naszym zdaniem zdecydowanie tak. Początkowo główni bohaterowie walczyli co prawda z wymagającym torem, ale wraz z biegiem czasu robił się on coraz bardziej bezpieczny. Kibice oglądali też mnóstwo mijanek i byli świadkami historycznej chwili, bowiem w czwartej odsłonie nowy rekord gorzowskiego owalu pobił Mateusz Cierniak. Obecny żużlowiec Platinum Motoru spisywał się w piątkowy wieczór wyśmienicie, gdyż poza zapisaniem się na kartach historii stadionu imienia Edwarda Jancarza, w rundzie zasadniczej nie znalazł choćby jednego pogromcy. Kroku dotrzymywali mu chociażby Bartłomiej Kowalski oraz Damian Ratajczak, którzy także awansowali do półfinału. Poza czołową ósemką wylądował natomiast Oskar Paluch. Wychowanek Stali przed własną publicznością pewnie liczył na zdecydowanie więcej. Klasyfikacja po rundzie zasadniczej ułożyła się tak niefortunnie dla polskich fanów, że w jednej gonitwie spotkali się później trzej wcześniej wspomniani reprezentanci naszego kraju. Żadnych szans rywalom nie dał w niej Mateusz Cierniak, co chyba nie powinno nikogo dziwić. Tym razem gorzej poszło zarówno Ratajczakowi, jak i Kowalskiemu. Obaj pożegnali się z turniejem i jedyne co im wówczas pozostało, to wspieranie lidera klasyfikacji cyklu w wielkim finale imprezy. Ten wyszedł mu zresztą perfekcyjnie. Co prawda młodzieżowiec Platinum Motoru został na starcie, jednak szybko wziął się do roboty i kilkanaście sekund później wyprzedził wszystkich jadących przed nim rywali. Cały stadion wprost oszalał z radości, bo Mateuszowi Cierniakowi nie tylko udało się stworzyć wyborne widowisko na zakończenie zmagań, ale i zwyciężyć po raz drugi z rzędu w tegorocznej rywalizacji najlepszych juniorów globu. Patrząc na klasyfikację generalną, można dojść do wniosku, iż tylko kataklizm odbierze 20-latkowi kolejne złoto w karierze. Drugi Keynan Rew traci do niego aż dziesięć punktów, a rozdanie medali nastąpi już po kolejnej rundzie w Vojens. Zaplanowano ją dopiero na połowę września.