Najbardziej przesądzona wydaje się sprawa Woffindena. Brytyjczyk we Wrocławiu zbudował praktycznie już swój pomnik, bo dla miejscowej Sparty jeździ przez zdecydowaną większość seniorskiej kariery. Tai mocno związał się z miejscowym środowiskiem, o czym świadczyły też jego zachowania pozatorowe. Jakiś czas temu kupił dom, ale później się go pozbył. Powody? Przede wszystkim to, że nie miał spokoju. Sam Woffinden mówił, że kibice non stop zaczepiają go i pytają o żużel, a on poza "godzinami pracy" chce odpocząć. W stu procentach zrozumiałe i logiczne. Niemniej forma trzykrotnego mistrza świata od dawna nie jest taka, jaką w Sparcie by chcieli widzieć. Kilka lat temu Woffinden przebąkiwał o możliwym zakończeniu kariery po 30-stce. Był już wtedy zawodnikiem spełnionym sportowo. Mało kto wziął to jednak na poważnie. Tymczasem widać, że u Woffindena wypaliła się ta iskra, sprzed lat. Być może jako ojciec małych dzieci i wciąż młody człowiek chce po prostu skorzystać z życia, a nie jeździć po Europie przez całe lato. We Wrocławiu jednak potrzebują takiego Woffindena, który będzie gwarantem dwucyfrowych wyników. Obecny absolutnie nie jest. Oni mogą zastąpić Woffindena w Sparcie Leon Madsen i Max Fricke to te nazwiska, o których najgłośniej się mówi pod kątem ewentualnego przyjścia do Sparty. Pierwszy z nich mocno zasiedział się w Częstochowie, zaczyna się robić gęsta atmosfera pomiędzy nim a miejscowym środowiskiem, a sam Madsen mocno myśli o zmianie klubu. Jak przyznał ostatnio, jeździ dla indywidualnych wyników, co w obliczu rywalizacji drużynowej każe jego wypowiedź traktować jako wręcz skrajnie absurdalną. Dobrze wiemy, że zawodnicy często jadą wyłącznie dla własnych interesów, ale mówić o tym głośno? Mocno nietaktowne. Kolejnym kandydatem do zastąpienia Woffindena jest Max Fricke, który jeździł już kiedyś w Sparcie. Ale był wówczas innym zawodnikiem. Od mniej więcej dwóch lat poziom sportowy Fricke'a zdecydowanie poszedł do góry i przede wszystkim został ugruntowany, co wcześniej było jego wielkim problemem. Sparta wie, że Fricke to zawodnik na dłuższy czas niż Madsen, bo Australijczyk ma 28 lat, a Duńczyk 36. Oczywiście w żużlu można jeździć grubo po 40-stce, ale wtedy już i forma niepewna, i ryzyko kontuzji jednak dużo wyższe.