Piotr Protasiewicz i jego Stelmet Falubaz Zielona Góra walczą o awans do PGE Ekstraligi. W poniedziałek przegrali pierwsze spotkanie na wyjeździe w Krośnie z miejscowymi Wilkami 50:40. W rewanżu jednak nie są bez szans. Kapitan zielonogórzan w pierwszej odsłonie dwumeczu punktu nie zdobył żadnego. W niedzielę już na własnym torze ma szansę piękną klamrą spiąć swoją karierę. Ostatni mecz ligowy Piotra Protasiewicza Żużlowiec o swojej decyzji poinformował przed startem rozgrywek. Rok temu Falubaz spadł do PGE Ekstraligi, a Protasiewicz stwierdził, że chce pojeździć jeszcze rok, pomóc w szybkim awansie i wtedy powie "pas". Biorąc pod uwagę podejście zawodnika, nie należy spodziewać się zmiany decyzji. Zresztą kapitanowi zielonogórskiej drużyny nie jest łatwo utrzymywać topowy poziom. Wpadki zdarzają mu się coraz częściej. W poniedziałek w Krośnie pojawił się na torze raz, a później był zastępowany. Nie był pewien, czy uda mu się dopasować do trudnego po opadach toru, więc dał szansę innym. W Zielonej Górze to jednak zupełni inny zawodnik. Miejscowy obiekt zna jak własną kieszeń i ciągle zdarza mu się pojechać jak za najlepszych czasów. Szczególnie w ostatnich meczach dawał prawdziwe show. Teraz wszyscy w Falubazie wierzą, że Protasiewicz zmotywuje się na ostatnie spotkanie i będzie liderem zespołu. A jego punkty potrzebne są jak nigdy. Do odrobienia jest zaliczka 10 punktów. Protasiewicz miał nieprzespane noce przez Golloba Piotr Protasiewicz to wielka postać polskiego żużla. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu był numerem dwa na krajowym podwórku i wielkim rywalem Tomasza Golloba. Ich rywalizacja napędzała koniunkturę i zainteresowanie dyscypliną. Tyle, że to były mistrz świata częściej wygrywał, a Protasiewicz nierzadko musiał godzić się z rolą przegranego. W tamtych czasach ich relacje były chłodne, żeby nie powiedzieć napięte. Protasiewicz mówił, że zdarzały mu się noce nieprzespane, kiedy coś poszło nie tak. - Wtedy, kiedy z Piotrkiem ścigaliśmy się razem na torze, to niestety zawsze były iskry. Z reguły bywało między nami ciasno - wspominał z uśmiechem na twarzy Gollob. - To była epicka walka, której moim zdaniem nikt nie powtórzy. Zapisaliśmy się fajnymi zgłoskami. Czasami nerwy puszczały, ale to normalne - dodał z kolei Protasiewicz. Po latach obaj panowie znaleźli jednak wspólny język i dziś mają bardzo dobre relacje. Protasiewicz był jednym z pierwszych osób ze środowiska żużlowego, która odwiedziła Golloba w szpitalu po upadku na motocrossie. Były mistrz świata bardzo ten ruch docenił, a dziś wypowiada się o nim w samych superlatywach. Niedzielny rewanżowy mecz finałowy będzie więc "Ostatnim Tańcem" Protasiewicza, który przy ewentualnym zwycięstwie i awansie do PGE Ekstraligi może w najlepszy sposób zwieńczyć swoją długą i piękną karierę.