Vaculik od lat jest uznawany za jedną z największych gwiazd PGE Ekstraligi (najlepszej żużlowej ligi świata), ale w cyklu Grand Prix jakoś nigdy nie potrafił na dłuższą metę pokazać zabójczej skuteczności. Aż do tego sezonu. Wygrał w Pradze i Cardiff, stał też na podium w Malilli oraz Rydze. Słowak w walce o brąz pokonał czwartego w klasyfikacji Jacka Holdera o dwa punkty (Australijczyk z powodu kontuzji opuścił jedną rundę). Takiej gwiazdy nie mieli od lat. Kibice chcą jeszcze jednego transferu Vaculik: To pierwszy medal dla mojego kraju W Toruniu 33-latek uplasował się na czwartym miejscu, co zagwarantowało mu największy sukces w karierze. Mógł cieszyć się nawet już po wyścigu półfinałowym, bo na tym etapie rywalizacji z turniejem pożegnał się jego największy rywal. - Chciałbym wszystkim podziękować, bo to zasługa wielu ludzi. Podziękowania dla rodziny, mojego teamu, tunera, wszystkich sponsorów, kibiców i klubu, dla którego jeżdżę. Dziękuję wszystkim ludziom, którzy mnie wspierają. Mogę siedzieć koło tak wielkich zawodników. Dla mnie to zaszczyt - dodał. Pracował z mistrzem świata. Teraz rozbija się w I lidze Vaculik o Zmarzliku Nagle Słowak zaczął mówić o... Zmarzliku i Fredriku Lindgrenie, czyli o zawodnikach, którzy obok niego stanęli na podium w końcowej klasyfikacji. - Słuchałem wypowiedzi Bartka. Użył słów godnych mistrza świata, mówił z pełną pokorą. To niesamowite. Obecność z tym gronie to dla mnie zaszczyt. Gratulacje dla Freddiego, bo miał niesamowity sezon. Tego mu gratuluję - podkreślił żużlowiec.Vaculik nie zamierza zwalniać nogi z gazu po zdobyciu brązowego krążka, tylko już mówi o swoich kolejnych celach. - Wracając do wyniku, to jestem mega zadowolony, a cały czas mam w głowie swoje cele. Ten medal był celem, mam jeszcze kolejne, które chcę spełnić. Ciężka praca i z pokorą do przodu - podsumował.