Jeden z działaczy ZOOleszcz GKM-u pytany przez nas o Maxa Fricke mówi wprost: - Dajcie spokój. Już o tym nie piszcie. Trudno się temu zdenerwowaniu dziwić. Kontrakt Fricke kosztował klub z Grudziądza wiele nerwów i zdrowia. GKM spalił pierwsze podejście GKM pierwszy raz dogadał się z Fricke, gdy ten jeszcze nie wiedział, na którym miejscu zakończy rozgrywki jego poprzedni pracodawca, czyli Stelmet Falubaz. Zielonogórzanie zdołali jednak odkręcić temat, bo okazało się, że Fricke niczego z GKM-em nie podpisał, że zawarł jedynie ustną umowę. Gdy Falubaz przegrał finał, to oddech ulgi w Grudziądzu można było poczuć w całej Polsce. GKM zresztą jako pierwszy pogratulował Cellfast Wilkom Krosno pokonania Falubazu w finale eWinner 1. Ligi. Kilka dni po finale Tomasz Gaszyński, menadżer Fricke powiedział nam, że jego zawodnik idzie do Grudziądza. Menadżer złożył deklarację, a inni dalej kusili Fricke Za kulisami dalej się jednak kotłowało. Cellfast Wilki po awansie przeszły do transferowej ofensywy i złożyły Fricke naprawdę dobrą ofertę. Z naszych ustaleń wynika, że GKM musiał odpowiedzieć i podniósł już ustalony kontrakt Australijczyka na 900 tysięcy złotych za podpis i 8 tysięcy za punkt. Atak Wilków udało się odeprzeć, ale w klubie nadal drżą, bo po Fricke’a mogą teoretycznie sięgnąć Betard Sparta Wrocław, czy For Nature Solutions Apator Toruń. Te drużyny mają Rosjan z polskim obywatelstwem w składzie, a PZM wciąż nie zdecydował co z nimi i czy pojadą. Mówiło się też o zainteresowaniu Moje Bermudy Stali Gorzów. Kiedy jednak zadzwoniliśmy do prezesa klub, to ten zaprzeczył, by Stal składała Fricke jakąkolwiek ofertę. Jednak GKM w sprawie Fricke odetchnie z ulgą, gdy już zostanie podpisany oficjalny kontrakt. To nastąpi nie prędzej niż 1 listopada. Czytaj także: Straci górę pieniędzy? To będzie kara za ucieczkę