Paweł Zmarzlik to jeden ze współtwórców sukcesów trzykrotnego mistrza świata na żużlu Bartosza Zmarzlika. Sam też kiedyś jeździł, ale po ciężkiej kontuzji karierę zakończył i skupił się na pomocy i pracy u boku brata, który od najmłodszych lat przejawiał wielki talent. Już w wieku 16 lat mówiło się o nim jako potencjalnym następcy wielkiego Tomasza Golloba. Team Zmarzlików jest jak rodzina Jakub Czosnyka, Interia.pl: Czy można powiedzieć, że jest pan mózgiem teamu Bartosza Zmarzlika? Paweł Zmarzlik, brat Bartosza Zmarzlika oraz jego menedżer: Każdy ma swoją rolę, swoją wartość w tym zespole i jest potrzebny. Każdy ma też inne obowiązki. Mam swoją działkę, na której się skupiam, ale tak naprawdę każdy z nas ma swój wkład w sukcesy mojego brata. Patrząc na was z boku można odnieść wrażenie, że tworzycie niezwykle zgrany zespół. Prawie jak w modelowej rodzinie. Rzeczywiście tworzymy rodzinny team. Myślę, że najważniejsze jest, że pracujemy ze sobą praktycznie od zawsze. Tata jest z Bartkiem od jego pierwszego treningu. Seweryn od początku startów w Stali Gorzów. Grzesiu dołączył do nas, gdy awansowaliśmy do cyklu Grand Prix. Pod koniec sezonu doszedł jeszcze Marcin. To nie są ludzie przypadkowi. To zaufane osoby. Jak to jest, że u was w parku maszyn panuje spokój i opanowanie, a u innych zawodników słyszymy ciągłe krzyki? Latające przedmioty też nie są rzadkością. U nas każdy wie, że nerwy w parku maszyn nic nie pomogą, a tylko wprowadzą zamęt. Każdy się denerwuje, ale staramy się to dusić w sobie i przełożyć na efektywną pracę w czasie zawodów. Potrafi się pan pokłócić z bratem? Przede wszystkim Bartek jest nie tylko moim bratem, ale najlepszym przyjacielem. Myślę, że w takiej relacji chodzi o to, aby nie zawsze się zgadzać ze sobą. Nie zawsze on ma rację i nie zawsze racja jest po mojej stronie. Dlatego stawiamy często na kompromis i wspólnie podejmujemy różne decyzje. Mówi się o milionowych inwestycjach, jakie poczynacie w sprzęt i przygotowanie do sezonu. To sprawia, że jesteście o krok przed konkurencją? Największym atutem naszego teamu jest postać Bartka. On naprawdę kocha ten sport i jest prawdziwym sportowcem. Inwestuje w to mnóstwo czasu, wysiłku, poświęcenia i pieniędzy. Dzięki temu są efekty. Nie zawsze jednak bywało kolorowo. Jednak dzięki takiemu podejściu kariera Bartka poukładała się tak dobrze. Paweł Zmarzlik też chciał zrobić karierę Czuje pan, że jest w cieniu brata? Nie. Jestem szczęśliwy i wiem, jaka jest moja rola. Oprócz tego, że jestem jego menedżerem mam też kilka innych biznesów. Robię to, co kocham. Cieszę się, że to przynosi efekty. A dlaczego pan nie zrobił kariery jak brat? Zabrakło szczęścia czy może po prostu talentu? Ciężko mi się porównywać do Bartka. Myślę, że ma dużo większe predyspozycje do tego sportu, niż miałem ja. Są takie etapy u każdego żużlowca, że krok po kroku uczy się nowych elementów naszego rzemiosła. U Bartka było tak, że nauka jazdy na żużlu przychodziła mu bardzo szybko i z dużą łatwością. Proszę zauważyć, że dzisiaj, gdy junior w wieku 16 lat zdobędzie 3-4 punkty w lidze, to od razu zostaje okrzyknięty wielkim talentem. Bartek w wieku 16 lat zrobił w meczu o brązowy medal z Apatorem Toruń 14 punktów plus bonus. Uważam, że tacy zawodnicy jak on rodzą się raz na kilkadziesiąt lat. Gdyby nie pamiętny wypadek w finale Srebrnego Kasku pana kariera mogłaby potoczyć się inaczej. Ten wypadek z 11 sierpnia 2010 roku nie był bez znaczenia. Doznałem złamania kręgosłupa w dwóch miejscach, miednicy, uda oraz miałem krwiaka mózgu. Nie było to więc byle jakie zwichnięcie ręki czy kostki. Nie chciałbym już teraz gdybać. Widocznie tak miało być. Czasami może żałuję, że tak się stało, ale z drugiej strony dzisiaj spełniam się przy Bartku. Gdybym kontynuował jazdę na żużlu to niekoniecznie byłoby to dobre dla mnie i dla niego. Nie mam pewności, w jakiej lidze bym się ścigał. Zresztą rodzice mieliby dodatkowy problem na głowie. Nasz tata jest bardzo ważną częścią teamu, a gdybyśmy obaj jeździli, to być może byłby problem z pogodzeniem czasu. Dlatego powtórzę - widocznie tak miało być, że jestem u boku brata. Na motocykl żużlowy jeszcze pan wsiada? Tak, to nie jest tak, że odrzuciłem motocykle. Cały czas jeżdżę na motocrossie i enduro. Na żużlowym motocyklu jeździłem po raz ostatni trzy lata temu. W Gorzowie była taka tradycja, że na zakończenie sezonu byli zawodnicy wsiadali na motocykl i jeździli. Wtedy miałem okazję po raz ostatni jechać ślizgiem. A jak to jest, że pana brata omijają kontuzje? On praktycznie nie upada na tor. Myślę, że wiele daje mu to, że on doskonale panuje nad motocyklem. Bartek jedzie tam gdzie chce, a nie tam gdzie go motocykl prowadzi. Podczas samego wyścigu natomiast wie kiedy i gdzie może wjechać oraz na co go stać. Pamięta pan w ogóle ostatni upadek Bartka? Mi szczerze mówiąc ciężko sobie przypomnieć taką sytuację. Były delikatne uślizgi podczas meczów ligowych. Na szczęście bez poważnych konsekwencji. Bartosz Zmarzlik w drodze po rekordy Gdzie są granice Bartosza Zmarzlika? My jako team chcemy wykonać jak najlepszą robotę, a na koniec sezonu zbieramy tego owoce. Bartek jest bardzo ambitnym zawodnikiem. Nie poprzestaje na tym, co osiągnął. Nadal ma motywację do dalszej pracy i bicia rekordów. Oby tylko szczęście dopisywało, a z pewnością będzie w stanie jeszcze wiele osiągnąć. Pobicie rekordu Ivana Maugera i Tony’ego Rickardssona, którzy mają na koncie sześć tytułów mistrza świata chodzi wam po głowie? Oczywiście, że tak. My jako team nie jesteśmy minimalistami. W żadnym aspekcie. Transfer do Motoru Lublin wstrząsnął środowiskiem Porozmawiajmy o lidze. Co pan sądzi o transferze brata do Motoru Lublin? Uważam, że to jest bardzo dobra decyzja. Wiadomo, że spotkaliśmy się też z dużą falą krytyki, choć nastroje wśród kibiców były mniej więcej 50/50. Spotykaliśmy na ulicy kibiców z Gorzowa, którzy mówili nam, że to jest bardzo dobra decyzja. Po tylu latach Bartek chciał zmienić klub. Póki jest jeszcze młody i chce szukać nowych wyzwań. Czy to jest dobra decyzja czy zła, to się okaże. My natomiast tego potrzebowaliśmy. Czekamy z niecierpliwością na start sezonu. Czujemy ekscytację, bo zaczynamy coś nowego. Kontrakt w Motorze macie na jeden rok. Zgadza się, umowa jest na rok. Pozostawiacie sobie pewną furtkę. Jeżeli wszystko układa się dobrze, to przedłuża się kontrakt. W innym wypadku, gdy coś nie gra, to taka furtka daje możliwość zmiany. To prawda, że transfer do Motoru sfinalizował się w lutym 2022 roku na urodzinach Marcina Gortata? Myślę, że ten transfer sfinalizował się 15 lat temu (śmiech). Oczywiście temu zaprzeczam, bo to nie jest prawda. Dziennikarze czasami więcej wiedzą niż zawodnicy czy ich teamy. Dlatego czasami czytam różne artykuły, z których mogę dowiedzieć się takich nowych rzeczy. Pan czyta żużlowe strony, a jak jest z Bartkiem. Zagląda? On nie lubi czytać o sobie i raczej tego nie robi. Logistyka i długie podróże nie będą problemem? Właśnie to jest zabawne bardzo. Do Lublina mamy raptem ponad 600 kilometrów. Gdy natomiast jedziemy do Szwecji na mecz, gdzie niekiedy pokonujemy grubo ponad 1000 kilometrów, to nikt się nami nie przejmuje. Bez obaw. To nie jest żaden problem. Z Gorzowa na prom do Szwecji macie znacznie bliżej. Z Lublina robi się już duży dystans. Naprawdę uważam, że w naszym zawodzie taki dystans nie ma znaczenia. Mieszkacie w miejscowości Kinice pod Gorzowem Wielkopolskim. Żyjecie tam jak celebryci? Ja akurat nie mieszkam w Kinicach, ale całkiem blisko. Natomiast żadnymi celebrytami nie jesteśmy. Ale pewnie ludzie zagadują, gdy wychodzicie po bułki do sklepu. Anonimowi nie jesteśmy. Jest sporo osób, które kibicuje Bartkowi. Jeżdżą na nasze mecze i rundy Grand Prix. To bardzo miłe i przyjemne. Mamy taką rzeszę wiernych fanów. Z tego co wiem, to na wyjazdy do Lublina też się szykują. Zobacz również: Z Burtonem grał w rugby, puchar wręczył mu zdobywca Everestu