Canal Plus płaci i żąda nie zważając na konsekwencje Luźna propozycja Canal+, aby w przyszłości przedłużyć sezon ligowy do października napotkała na duży opór prezesów i ekspertów. Ci jak jeden mąż podkreślają, że to chybiony i wariacki pomysł. Temat jest w powijakach, ale już teraz wywołał niezłe poruszenie w środowisku. Jeśli zmiany weszłyby w życie, to dopiero przy podpisywaniu nowego kontraktu telewizyjnego, czyli nie wcześniej niż przed 2025 rokiem. Wiadomo, że kto ma pieniądze, ten ma władzę i układa klocki po swojemu. W żużlu nadawca mocno nabija kabzę klubom, kasa płynąca z telewizji, to solidny zastrzyk do budżetów więc, to normalne, że chce mieć też sporo do powiedzenia. Z reguły sceptycznie podchodzę do tego typu inicjatyw i jestem zdania, że lepiej zapobiegać niż leczyć, bo jeżeli kilka ośrodków padnie, o czym w kuluarach szeroko się mówi, to za chwilę nie będzie komu tego speedway'a serwować. A jak przywalimy mu jeszcze stojącemu nad wykopanym dołem łopatą w potylicę, to zostanie już tylko ostatnie namaszczenie i zgaszenie światła. Póki co nie brałbym jednak bardzo na serio tych informacji. Canal+ robi wstępne rozeznanie terenu, bada nastroje społeczne, jaki będzie odzew. Korzystniej wychylić się zawczasu, zebrać feedback i potem skonsultować się z szefami klubów. Nie wierzę, że telewizja finalnie pójdzie pod prąd i na złość babci odmrozi sobie uszy, bo taki ma kaprys. PGE Ekstraliga w czapce i szaliku Wydaje się jednak, że nawet bez wnikliwej analizy, w projekcie minusy nakrywają czapką plusy. W mediach przelało się mnóstwo argumentów, dlaczego trzymamy w ręku odbezpieczony granat i klubom grozi finansowa oraz frekwencyjna klapa na finałach, gdzie te wpływy z biletów powinny być najokazalsze. Jeśli nie nastąpi globalne ocieplenie, w październiku w Polsce tropików nie będzie. Pogoda o tej porze roku jest już zazwyczaj kapryśna, bywa i tak, że na zewnątrz nie chce wyjść pies z kulawą nogą, a co dopiero zwykły kanapowy kibic. Nie jest to norma, ale nie warto zakładać, że co roku klimat rozłoży przed żużlowcami czerwony dywan. Statystyczny Jan Kowalski wybiera się na stadion rozerwać, a nie ciepło ubrany od stóp do głów rozpaczliwie walczyć o uniknięcie przeziębienia. Obbstawiam, że chociaż planowanie meczów o późnych porach odejdzie wtedy do lamusa. Minęły już czasy, że kibic dałby się pokroić za bilet na żużel. Teraz wszystko jest podane na tacy, każdy mecz jest transmitowany. Herbatka z prądem, ciepły koc i niczego do szczęścia nie potrzeba. No i kilkadziesiąt złotych zostaje w kieszeni. Dalej, tory mimo plandek, nie przesychają jak w środku lata, jeden, dwa wypadki i zawody ciągną się niczym makaron. Obrazek wychodzących w połowie spotkania fanów, to marna reklama dla produktu PGE Ekstraliga, który mozolnie krok po kroku próbujemy uatrakcyjniać. Jedźmy finały pod dachem Już narzekamy, że notujemy odpływ kibiców ze stadionów i stajemy na rzęsach, żeby ich zachęcić do powrotu, a sztucznym rozwlekaniem sezonu tylko strzelimy sobie samobója. W razie fatalnej aury, nie przeniesiemy żużla do hal, nie pojedziemy najważniejszej części rozgrywek pod dachem. Kalendarz też nie jest z gumy, już nie ma gdzie wbić w niego szpilki, a i tak uprawiamy karkołomną gimnastykę, żeby znaleźć wolne terminy na coraz to dziwniejsze imprezy. Na koniec rozłożymy ręce z bezsilności, bo braknie dwóch tygodni na dokończenie sezonu? Telewizja, co zrozumiałem próbuje zagarniać pod siebie. Dla niej liczą się słupki oglądalności, z tego jest rozliczana. Kontent ma się sprzedać i kropka, dlatego ta strategia jest dość zasadna. Może to zbyt odważna teza, ale jej jest na rękę, aby kibice siedzieli w domach i ślęczeli przed odbiornikiem, bo jeśli ludzie chcą żużla do niedzielnego rosołu, to dajemy im go miesiąc ekstra. Proste. Krótsza pauza oznacza mniej czekania do następnego sezonu. Tylko, że kibic też musi odpocząć i zgłodnieć. Sam po sobie wiem, że im dłuższa pauza, tym bardziej przebieram nogami. Bo nic tak nie działa na wyposzczonego człowieka niż odłożenie na bok ulubionej rzeczy, przedmiotu itp. Z żużlem jest identycznie. On wtedy bardziej smakuje.