Dowiedzieliśmy się, że organizatorzy nawet mocnych i dobrze płatnych turniejów zagranicznych mają spore problemy z nakłonieniem do startu reprezentantów Polski, a już zwłaszcza w okresie około fazy play-off. Zawodnicy tłumacza się, że odrzucają propozycję, bo kluby im nie pozwalają na start. Organizatorzy często nie wierzą w takie tłumaczenia, myślą że jest to zwykła niechęć lub brak zainteresowania zawodami za granicą. Jaka jest prawda? Polski klub obiektem kpin. Wielka gwiazda w centrum uwagi - Mogę mówić o czasach, w których byłem prezesem Stali Gorzów. Wszelkie ustalenia dotyczące startów zawodnika za granicą były omawiane już przed rozpoczęciem sezonu. Z góry było powiedziane, że nasza liga ma dla Polaka stanowić priorytet - mówi nam Ireneusz Maciej Zmora. - Kluby nie dają zawodnikom zgody na udział? Ja w to wierzę i absolutnie się nie dziwię. Płacą miliony i w najważniejszej fazie sezonu nie mogą kogoś wystawić, bo połamał się w turnieju towarzyskim? - pyta retorycznie. Są kary, o których nie wszyscy wiedzą Nasz rozmówca zauważył także, że kluby mają zapis umożliwiający wyegzekwowanie kary za szkody, jakie powstaną po ewentualnej kontuzji. - O tym mało się mówi, ale są takie zapisy. Jeśli klub dozna osłabienia w związku z kontuzją zawodnika odniesioną podczas startów zagranicznych, ma prawo potrącić mu pieniądze. Oczywiście podkreślam, że dotyczy to wszystkich zawodników - zarówno krajowych, jak i zagranicznych - słyszymy. Oczywiście Polaków tak czy inaczej można często oglądać podczas indywidualnych zawodów za granicą, ale zwróćmy uwagę że najczęściej na samym początku lub w samej końcówce sezonu. Zapewne jak zawsze dużym zainteresowaniem będzie się cieszył turniej w niemieckim Dohren (tor beż prostych, ze startem praktycznie w parku maszyn), gdzie wygrywali już choćby Jamróg czy Smektała. To będzie jednak w październiku, gdy ligowe rozstrzygnięcia dawno już poznamy. Polak zarządza milionami, jest pod ostrzałem. Te słowa są jak kubeł zimnej wody