Stelmet Falubaz nie miałby teraz żadnych problemów ze zdobywaniem punktów, gdyby menedżer Piotr Protasiewicz zachował się bardziej racjonalnie w trakcie transferowej giełdy. Ruchy, które wykonał osłabiły, zamiast wzmocnić zespół. Gwiazdy Stali dostały po nosie. Menedżer niczego nie ukrywał Menedżer Falubazu skreślił Piotra Pawlickiego. Czy chodziło mu o komfort pracy? Cała Zielona Góra huczy, że Protasiewicz zadbał przede wszystkim o swój komfort pracy. Właśnie tak tłumaczone jest skreślenie Piotra Pawlickiego (ma trudny charakter i trzeba się nieźle nagimnastykować prowadząc tego zawodnika), który przeniósł się do Krono-Plast Włókniarza Częstochowa i powoli wyrasta tam na jednego z liderów drużyny. Przemysław Pawlicki, brat Piotra, który w ostatnich dwóch meczach ratował wynik zespołu, też został początkowo skreślony. Wrócono do niego, gdy nagle posypała się cała wizja składu, bo Tai Woffinden ogłosił, że jednak nie pójdzie do Falubazu i skorzysta z oferty Texom Stali Rzeszów. To nie był jednak przypadek. Do 3-krotnego mistrza świata dotarło, że Falubaz chce się go pozbyć, więc tylko uprzedził ruch klubu. Falubaz mógł mieć skład, który nazwalibyśmy petardą Do tego wszystkiego doszła jeszcze rezygnacja z U24 Jana Kvecha, który w każdym kolejnym występie dla toruńskich "Aniołów" pokazuje, jak wiele stracił Falubaz skreślając go lekką rączką z kadry zespołu. Falubaz mógł mieć zespół w składzie: Leon Madsen, Tai Woffinden, Piotr Pawlicki, Przemysław Pawlicki, Jarosław Hampel, Jan Kvech i to w połączeniu z juniorskim duetem: Oskar Hurysz, Damian Ratajczak, byłaby prawdziwa petarda. Tylko sam Protasiewicz wie (czy faktycznie przesądziła chęć stworzenia sobie komfortu pracy), dlaczego Falubaz nie ma dziś takiego dream-teamu i musi się zacząć martwić o ekstraligowy byt. Milioner Stanisław Bieńkowski może nie wytrzymać piątej porażki Zasadniczo na działania menedżera mogło mieć wpływ to, że wcześniej, zanim pojawił się prezes Adam Goliński, nie było w klubie nikogo, kto mógłby jakoś te transferowe pomysły zaopiniować, zaproponować coś innego. A jeśli Falubaz przegra teraz z Toruniem, to właściciel klubu może nie wytrzymać. Milioner Stanisław Bieńkowski dotąd wykazywał się ogromną cierpliwością. Przymykał oko na błędy, licząc na to, że w końcu nastąpi przełamanie. Piąta przegrana, która jest wielce prawdopodobna, może jednak przesądzić sprawę.