Pokuszę się dziś o subiektywne podsumowanie zakończonego już sezonu. Zrobię to za sprawą alfabetu. Będzie trochę nietypowo, ponieważ wybrałem dziesięć liter. Nie przedłużając już jednak, rozpoczynamy. S jak szczęście. Mistrz Polski - Platinum Motor Lublin miał furę szczęścia już w ubiegłym sezonie, a teraz wzrosła ona do sześcianiu. W 2022 roku kontuzja Andersa Thomsena w połączeniu z defektem Martina Vaculika spowodowała, że ekipa ta pierwszy raz w historii zdobyła popularnego "majstra". W niedawno zakończonych rozgrywkach z kolei wyeliminowanie kontuzjowanych Taia Woffindena oraz Macieja Janowskiego w pierwszym meczu finałowym na obiekcie Motoru przesądziło sprawę. Jednak limit szczęścia został już chyba wyczerpany. Albo raczej przejdzie on na inny klub. S jak Słowacja. To był historyczny sezon dla tamtejszego żużla, jednego z najuboższych kuzynów w rodzinie speedwaya. Martin Vaculik reprezentujący to państwo sięgnął po pierwszy medal indywidualnych mistrzostw świata dla swojej ojczyzny. Pewnie spryciarze z Discovery przedstawiają to jako jeden ze swoich sukcesów, że poszerzyli "geografię żużla". S jak spadek. Niektórzy dziennikarze i eksperci do spadku przymierzali zwłaszcza GKM oraz w mniejszym stopniu Unię Leszno. A jednak tradycji stało się zadość i drużyna, która awansowała do PGE Ekstraligi spadła z niej już w pierwszym sezonie startów. W ostatnich latach od tej reguły wyłamał się tylko Apator Toruń. Czy za rok beniaminek znów ocaleje? Nie wykluczam tego. S jak skandal. Było ich sporo (tak, wiem że znowu literka S), ale dyskwalifikacja w Vojens przyćmiła wszystko. Discovery oraz FIM kończą sezon w najgorszym z możliwych stylów, przy odruchu wymiotnym sporej części kibiców i z łatką, że zrobili spektakularną antypromocję dyscypliny. D jak "dzikie karty". Co tu dużo pisać, były one strzałem w dziesiątkę gdy chodzi o IMP (Jarosław Hampel) i SEC (Szwed, Łotysz, Niemiec, Czech, Brytyjczyk). Fatalnie jednak wygrano w przypadku Speedway Grand Prix 2024. Kontrowersje wokół tej ostatniej sprawy też nie służą promocji żużla. P jak przeprowadzka. Dwóch utytułowanych zawodników - Tai Woffinden oraz Leon Madsen, którzy od lat mieszkali w Polsce, wyprowadzili się z naszego kraju. Brytyjczyk wrócił do ojczyzny, a Duńczyk wybrał Skandynawię. Przypadkowo bądź nie, obaj bardzo obniżyli loty w kończącym się właśnie sezonie. "Tajski" na arenie międzynarodowej nie zdobył nic, a w Polsce tylko srebro DMP. Ożeniony z Polką Madsen nie obronił tytułu mistrza Starego Kontynentu i nawet nie powąchał podium SGP. Panowie, trzeba było chyba dalej mieszkać w Polsce. Legendarny stadion świecił pustkami K jak klapa frekwencyjna. Tegoroczna runda na Principality Stadium w Cardiff według moich informacji uzbierała zaledwie osiemnaście tysięcy kibiców na trybunach. To porażka Discovery jako promotora cyklu. Na tym tle PGE Narodowy, gdzie za zawody odpowiadał PZM, to wzór do naśladowania, ale też powód do zazdrości dla wielu miast, w których odbywają się turnieje rangi Grand Prix. D jak dominacja Polski. Wszędzie, gdzie wybierali się żużlowcy w biało-czerwonych kevlarach, tam nie było na nich mocnych. Złoto mistrzostw świata zgarnęliśmy zarówno indywidualnie, jak i w drużynie. Ba, ostatnio triumfowaliśmy nawet w mistrzostwach Europy par, który rozegrano w Opolu. Trawestując: "polski żużel potęgą jest i basta". I jak impreza roku. W skali międzynarodowej okazał się nią na pewno drużynowy puchar świata na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Wysoko uplasowałbym też dwa turnieje SEC w Częstochowie i w Bydgoszczy. Zaś w skali krajowej na wyróżnienie zasługują Kryterium Asów, Złoty Kask, MPPK oraz w 60% indywidualne mistrzostwa Polski (statystykę psuje ostatni turniej w Krośnie, który odbywał się dwa razy i nawet nie doszedł do skutku) P jak powrót. Oczywiście chodzi o wspomniany już wcześniej drużynowy puchar świata we Wrocławiu, który wreszcie jest w kalendarzu międzynarodowego żużla i będzie organizowany na przemian ze Speedway of Nations, którego kibice nie pokochali. Był to wielki powrót pod względem sportowym. Emocji na torze nie brakowało, a ponadto nie zawiedziono pod względem organizacji oraz frekwencji. Sam finał oceniam na 11/10. Za tydzień w swoim felietonie przedstawię dziesięciu jeźdźców sezonu 2023, których zapamiętamy na długo. Już teraz korzystając z okazji, zapraszam serdecznie. Ryszard Czarnecki