Przed piątkowym meczem pomiędzy Falubazem a Polonią nikt nie spodziewał się takiego pogromu gości. Zanim żużlowcy wyjechali do pierwszego biegu miałem zresztą okazję na zamienienie paru słów z prezesem bydgoszczan - Jurkiem Kanclerzem. Podziwiam tego człowieka, ponieważ jako jedyny na świecie był na 261 zawodach rangi Grand Prix. A ile rund było do tej pory? To już zadanie domowe dla czytelników. Wracając już do głównego wątku, zapytałem go jaki wynik typuje w spotkaniu. On odpowiedział mi, że obstawia remis. Nie dziwiłem mu się, ponieważ jako prezes drużyny która z łatwością wygrała fazę zasadniczą mógł śmiało oczekiwać takiego rezultatu. Sam jako działacz niejednokrotnie jechałem po wydaje się pewną wygraną, a finalnie dostawałem bęcki. Taki jest jednak urok tego nieprzewidywalnego sportu. Polonia w piątek też okazała się być cieniem drużyny, która wcześniej pokonywała rywala za rywalem. Ciężko to wytłumaczyć. To po prostu żużel. Czeka nas powtórka z ćwierćfinału? Falubaz z kolei nie przeszedł tak łatwo przez sezon zasadniczy, bo po drodze przytrafiło się kilka porażek ze słabszymi ekipami, ale w piątek wzniósł się na wyżyny swoich możliwości i sprawił wszystkim przemiłą niespodziankę. Zielonogórski zespół powinien tak spisywać się od początku roku, ale to już zostawmy za sobą. Mecz z Polonią pokazał wszystkim, że w tej chwili jest tylko jeden kandydat do awansu. Musiałby nastąpić jakiś cud, by bydgoszczanie odrobili u siebie tak potężną stratę. Tego się po prostu nie da zepsuć. Pokaźna zaliczka to między innymi zasługa Piotra Protasiewicza. On jest po prostu jak wino. Na drugim biegunie walki o awans Orzeł nie dał szans Wilkom. Coś czuję, że łodzianie znów mogą trafić na ekipę z Zielonej Góry, tym razem w wielkim finale ligi. Do euforii wszystkim nam jednak daleko, ponieważ triumf Falubazu przyćmił potworny upadek Adriana Miedzińskiego. Całe środowisko trzyma za ciebie kciuki. Walcz Adrian! Czytaj też: Znów tego dokonał. To będzie przyszły mistrz świata?