Pisaliśmy wczoraj o zaskakująco dużej grupie zawodników, którzy wciąż pozostają bez pracy, a przynajmniej bez oficjalnej informacji o jej znalezieniu. Adrian Gała, Adrian Miedziński, Kenneth Bjerre, Antonio Lindbaeck, Michael Jepsen Jensen czy właśnie Kim Nilsson - to jest grupa tych, którzy do tej pory nie znaleźli sobie nowego pracodawcy. Spośród wszystkich wymienionych najmniejsze oczekiwania finansowe ma ten ostatni, który jakiś czas temu właśnie tym sposobem próbował "złapać" jakiś kontrakt w 1. Lidze, ale się to nie udało. Przekonani do Szweda nie są prezesi. Tego stanu nie zmienia nawet to, że jeszcze przed chwilą ten zawodnik ścigał się w cyklu Grand Prix i wcale nie zaprezentował się tak źle, jak niektórzy przewidywali. Z kretesem przegrał walkę o pozostanie w tym gronie, ale nie przyniósł wstydu. Mimo wszystko Nilsson jest dość chimerycznym żużlowcem, może z każdym wygrać oraz z każdym przegrać. Pod kątem budowania składu, to najmniej pożądana cecha. Chce mniej niż inni, ale raczej zostanie mu tylko jedno wyjście Mimo niższych niż rywale do miejsca w składzie oczekiwań i stosunkowo podobnego poziomu sportowego, Kim Nilsson nie jest zbyt poważnie brany przez kluby z 1. Ligi, a to tam najchętniej jeździłby zawodnik. Wielce prawdopodobne jest to, że po prostu zostanie w Landshut, które to na skutek zmian w polskich rozgrywkach zadecydowało o wycofaniu zespołu z 1. Ligi. Za rok Devils znów pojadą na najniższym szczeblu, być może z Nilssonem w składzie. W 2. Lidze bez problemu Kim może być nawet liderem. Ewentualna decyzja o pozostaniu Nilssona mocno uspokoiłaby kibiców z Landshut, bo od informacji o zejściu do 2. Ligi, wszystkie kolejne doniesienia są także wyłącznie negatywne. Odeszli praktycznie wszyscy zawodnicy, na czele z Dimitrim Berge, Norickiem Bloedornem czy Kaiem Huckenbeckiem. Jeśli zespół straci też Kima Nilssona, to już będzie katastrofa. Teraz jeszcze jest na rynku kilku zawodników, ale zapewne w najbliższych dniach ten stan się zmieni.