Jak ten czas leci. Za chwilę miniemy półmetek rundy zasadniczej więc powoli wchodzimy we właściwą fazę sezonu, w której krystalizuje nam się tabela PGE Ekstraligi. Zawodnicy, którzy potrzebowali trochę więcej czasu na wskoczenie na odpowiedni rytmu zaczynają łapać wiatr w żagle. Fogo Unia może zapłacić wysoką cenę Po tym co wydarzyło się w piątek w Lesznie, wszystko chyba wraca do normy i idzie zgodnie z przedsezonowymi prognozami. Straty odrabia Włókniarz, zespół się konsoliduje, następuje przebudzenie mocy. "Lew" znów ma pełne uzębienie, bo na właściwe tory wskakuje Kuba Miśkowiak, a to postać wręcz kluczowa w układance Lecha Kędziory. Zadyszka w Fogo Unii. Uwypuklają się kłopoty z brakiem prędkości u większości zawodników. Drużyna znajduje się na równi pochyłej. Jakby tego było mało nie oszczędza leszczynian okrutny los. Po kontuzjowanym Holderze na kilka tygodni wypadł też jego zastępca - Nazar Parnicki. Niestety urazy są wpisane w DNA sportu zawodowego, dlatego zawodnikom życzmy szybkiego powrotu do zdrowia, a sobie, żeby o miejscu w tabeli decydowała forma sportowa, bo tych karamboli jest o wiele za dużo. Obawiałem się, że Unia Leszno złapie "kabla". Piotr Baron po porażce z Włókniarzem użył dla dużej rzeszy kibiców zaskakującej definicji: jesteśmy słabi. To delikatna, ale i dosadna wypowiedź. Zastanawiające jest, że lider i kapitan - Janusz Kołodziej jedzie jak z nut, zdobywa duży komplet, a na drugim biegunie, po tej samej stronie parku maszyn mamy ekipę podziurawioną jak szwajcarski ser. Baronowi się "ulało" Partnerujący Kołodziejowi w piętnastym biegu, który jawi się jako crème de la crème w całych zawodach, startują w nim najlepsi żużlowcy w danym dniu - Jaimon Lidsey uciułał całe pięć punktów. To przepaść i rzadko spotykana sytuacja. Trzeba się wziąć garść i zrobić burzę mózgów z czego wynika ta dysproporcja. Jak to jest, że jeden potrafi się dopasować, od początku zawodów bryluje i rozstawia rywali po kątach, a reszta błądzi niczym dzieci w gęstej mgle. Gdyby brakowało know-how, kwestie sprzętowe nie byłby dopięte na tip-top, albo rozjeżdżałyby się kwestie dotyczące przygotowania toru, to osamotniony Kołodziej nie jechałby genialnie. Menedżerowi coś się ulało, wyrzucił z siebie frustrację, ale przed meczem i mnie wydawało się, że Unia będzie w stanie ukłuć faworyta spod Jasnej Góry i kontynuować marsz w górę. PGE Ekstraliga jest brutalna. To trochę rosyjska ruletka, stąpanie po cienkim lidzie, gdzie jeden fałszywy krok może okazać się brzemienny w skutkach. Unia jeszcze parę dni temu była kandydatem do wysokich lokat, a teraz drży, czy w ogóle załapie się do szóstki.