Stal Gorzów w najtrudniejszym położeniu Prezes Stali Marek Grzyb powiedział ostatnio, że jego drużyna pojedzie w sezonie 2022 o złoty medal. Cel ambitny i jak najbardziej realny, ale pod warunkiem, że zawodników ominą kontuzje. Skład brązowych medalistów z tego roku skrojony jest bowiem idealnie na miarę. Zmarzlik, Vaculik, Woźniak, Thomsen i Hansen - tak wygląda formacja seniorów. Z juniorami jest problem, ale to temat na inną dyskusje. W każdym razie gorzowianie mocno ryzykują, że nie zabezpieczyli się żadnym sensownym rezerwowym. Już w minionych rozgrywkach w najważniejszej części sezonu dopadły ich kontuzje, które zabrały im finał. Trzeba było zadowolić się brązowym medalem. Oczywiście w odwodzie jest Marcus Birkemose, ale na dzisiaj chyba nikt nie wie, co z Duńczykiem stanie się w przyszłości. W klubie mają utrudniony z nim kontakt, a poza tym młody żużlowiec nie gwarantuje żadnego poziomu. Apator i Motor też w trudnym położeniu Nieco lepiej, ale też bez szału wygląda temat rezerwowych w tych dwóch klubach. Motor Lublin jest w o tyle komfortowej sytuacji, że ma dwójkę świetnych juniorów. W razie nieszczęścia będzie można bardziej ich wykorzystać, a to w połączeniu z opcją rezerwy taktycznej być może da szanse na załatanie dziur. W Toruniu natomiast jest Peter Chlupac, który w zeszłym sezonie kilka razy pokazał się z niezłej strony i jakąś alternatywą w razie kontuzji pozostanie. W między czasie będzie łapał doświadczenie w PGE Ekstralidze do lat 24, ale trudno mówić w jego przypadku o pewności i stabilizacji. PGE Ekstraliga. Niektóre kluby w ogóle nie chcą rezerwowych Swoją drogą to nie jest tak, że tylko Stal, Apator i Motor nie zabezpieczyły swoich interesów na wypadek urazów. W środowisku od dawna panuje podział, czy warto w ogóle kontraktować rezerwowych. Niektórzy twierdzą, że taki dodatkowy zawodnik źle wpływa na pozostałych i wprowadza niepotrzebne zamieszanie. - Czasami warto zaryzykować, bo taki rezerwowy potrafi być jak bomba wrzucona prosto do drużyny - powtarzał wielokrotnie trener Marek Cieślak. Inna sprawa, że z zupełnie innego założenia wyszedł prezes Michał Świącik. Działacz z Częstochowy nie tak dawno skorzystał z okazji i podpisał kontrakt warszawski z Rune Holtą. Na początku przekaz był taki, że to jedynie ukłon w stronę zawodnika, który na wiosnę poszuka sobie klubu. Teraz przekaz płynie już nieco inny i nikt nie wyklucza tego, że Norweg z polskim paszportem otrzyma swoją szansę i będzie mógł powalczyć o miejsce w zespole. A to bardzo zła informacja dla Jonasa Jeppesena, który siedzi na beczce z prochem.