Gale lodowe są niezwykle popularne w Niemczech, gdzie każdej zimy odbywa się cykl zawodów "Drift on Ice". Startuje tam kilka nazwisk kojarzonych z klasycznego żużla, ale jest to oczywiście niemal wyłącznie forma zabawy, choć na lodowiska potrafi przyjść komplet publiczności. Oprócz żużla są też quady czy innego rodzaju maszyny. Trwa to wszystko najczęściej kilka godzin i jest naprawdę ciekawie opakowane. Gale odbywają się najczęściej blisko polskiej granicy, w Niesky, Jonsdorfie czy Freital. Niemcy uwielbiają takie rozrywki. W Polsce kiedyś też były popularne. Jeżdżono w Toruniu czy Opolu, organizowano turnieje na zamarzniętych jeziorach w innych miejscach. Zaprzestano jednak, bo kluby nie dawały zawodnikom zgody na udział. Obawiano się kontuzji, bo zima o nią łatwiej, a żużlowcy chcieli potraktować te starty jako możliwość przysporzenia sobie choćby części tej adrenaliny z sezonu. Trudno się dziwić, że klubom to przeszkadzało. Raczej nikt by nie chciał podejmować takiego ryzyka. Gale wracają. Najman zadowolony - Zapoczątkował to Sławek Drabik na początku XXI wieku. Pierwszym zwycięzcą był Tomasz Gollob. Ta gala ma piękne tradycje. Jeśli będę na miejscu, to na pewno tam zajrzę - mówi Marcin Najman. Choć gale lodowe są jedynie formą dobrej zabawy i kontaktu z maszyną w okresie zimowym, to swego czasu na stałe wpisały się w krajobraz sezonu "ogórkowego". Nawet nie wynik był w nich najważniejszy, ale samo bycie tam, możliwość spotkania z kolegami. Tym większa z pewnością będzie radość niektórych osób z tytułu gali, która po wielu latach znów się odbędzie. 23 lutego w Częstochowie żużlowcy będą jeździć na tafli przy ulicy Boya-Żeleńskiego w Częstochowie. Kogo możemy się tam spodziewać? Będzie Wojciech Lisiecki, Marcin Sekula, Ronny Weis czy Richard Geyer. Włókniarz także będzie miał swojego przedstawiciela, bo wystąpi młody Szymon Ludwiczak. Dochód z wydarzenia zostanie przekazany na częstochowską szkółkę. Już teraz zapowiada się, że przyjdzie naprawdę sporo ludzi.