24 kwietnia 1997 r. - w czwartkowe, spokojne popołudnie zadzwonił telefon oficera dyżurnego Komendy Rejonowej Policji w Gdańsk. To Wiesław Kalinowski chciał powiadomić o domowej awanturze pomiędzy jego synem i synową. Gdy wezwani funkcjonariusze dojechali na miejsce, do leżącego na obrzeżach miasta domu przy ul. Benzynowej, było już za późno. Katarzyna Kalinowska nie żyła. Została uduszona przez męża Jarosława, byłego żużlowca Wybrzeża Gdańsk. Badanie alkomatem wykazało, że mężczyzna był trzeźwy. Pierwsze kroki na żużlu, Kalinowski stawiał pod okiem trenera Bogdana Berlińskiego, który był zszokowany wydarzeniem: - Nie zrobił kariery żużlowej, bo brakowało mu predyspozycji do tego sportu. Należał do spokojnych zawodników, nawet gdy się zdenerwował to tego nie okazywał. Tym bardziej nie mogę uwierzyć, w to co zrobił. Żużlowiec Jarosław Kalinowski - od talentu do tragicznego finału 1988 r. - 19-letni Jarosław Kalinowski uzyskał licencję żużlową. Rok później w barwach Wybrzeża Gdańsk zdobył złoty medal Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych. Turniejowi finałowemu na macierzystym torze przy ul. Zawodników w Gdańsku, Kalinowski przygląda się z parku maszyn. Zawodnik pozostaje w rezerwie, a po złoto jadą jego klubowi koledzy: Jarosław Olszewski i Tomasz Gollob (startujący w Wybrzeżu na czas służby wojskowej). - W lidze był obowiązek wystawiania dwóch młodzieżowców. Gdańską parę stanowili rówieśnicy, Jarkowie - Kalinowski ("Kali") i Olszewski ("Olszak"). Mimo, że w jednym wieku, znacznie się różnili. "Kali" nie miał może wielkiego talentu, ale żużel traktował profesjonalnie. Przywiązywał uwagę do wyglądu, swojego sprzętu. W warsztacie spędzał wiele godzin. Nie korzystał z pomocy szkółkowiczów. Sam pucował swoje motocykle, czyścił i kremował "skórę". "Olszak" był jednym z najbardziej utalentowanych zawodników w dziejach gdańskiego żużla, dla niego kluczowe było ściganie - opowiada Tomasz Rosochacki, dziennikarz i fotograf od wielu lat zajmujący się gdańskim żużlem. 1991 r. - Koniec komuny to początki kolorowych neonów i szyldów na polskich ulicach i kolorowych kombinezonów na polskich torach żużlowych. Wcześniej ulice były szare i bure, a kombinezony czarne. Jarosław Kalinowski startował w dawnym kombinezonie od Dariusza Stenki, gdy ten po spadku GKS z I ligi odszedł do Lublina, który był beniaminkiem na najwyższym szczeblu. W II lidze w 1991 r. "Kali" zaliczył najlepszy sezon w karierze - wystąpił we wszystkich 22 meczach ligowych, w 84 biegach z bonusami zdobył 122 punkty, średnia biegowa - 1,452. W barażu o I ligę Wybrzeże okazało się lepsze od ROW-u Rybnik (51:39 i 42:48). 1994 r. - Kalinowskiego I liga trochę przerosła i to nawet w barwach drużyny, która była słabeuszem i balansowała pomiędzy dwoma najwyższymi szczeblami rozgrywek. Ostatni raz w barwach Wybrzeża wystartował w sezonie 1994. W ostatnim sezonie w czterech biegach w lidze zdobył jeden punkt. 1996 r. - "Kali" zamierzał zakończyć karierę, ale w 1996 r. zmienił plany. Jego pozyskaniem zainteresowany był Lubelski Klub Żużlowy, dlatego 15 kwietnia 1996 r. odnowił żużlową licencję. W barwach LKŻ jednak nie wystąpił. 25 kwietnia 1997 r. - Podczas piątkowego przesłuchania w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Śródmieście, były żużlowiec przyznał się do winy. Udzielenie odpowiedzi sprawiało mu wiele kłopotów, był bardzo roztrzęsiony. Zgodnie z sugestią rodziny, w nakazie przyjęcia do aresztu sąd zalecił dochowanie szczególnych środków ostrożność. Tego samego dnia wieczorem Kalinowski został przewieziony do aresztu w Malborku. 26 kwietnia 1997 r. - sobotni "Dziennik Bałtycki" nie miał wątpliwości i grzmiał z okładki: "Żużlowiec udusił żonę". Po zakończeniu kariery Kalinowski pracował w Niemczech. - Podejrzewał żonę o czyny niemoralne, ale w żadnej z rozmów nie dało się wyczuć, że może jej zrobić krzywdę - powiedziała na łamach "DB" jedna z osób zaprzyjaźnionych z Jarosławem Kalinowskim. 27 kwietnia 1997 r. - Kalinowski przewieziony do aresztu w Malborku, w niedzielę wieczorem powiesił się na prześcieradle. Zastępca naczelnika aresztu, Zdzisław Kluczyk powiedział "Dziennikowi Bałtyckiemu", że pracownicy nie odpowiadają za ten wypadek. - Został prawidłowo odizolowany - skwitował Kluczyk, dodając że nie przypomina sobie podobnego przypadku w swojej placówce, a pracuje już dobre kilka lat. "Jarek Kalinowski był spokojny, stonowany" Już po jego śmierci, koledzy z sekcji żużlowej GKS Wybrzeże, twierdzili że Jarosław Kalinowski należał do osób słabych psychicznie, co nie pozwoliło mu osiągnąć większych sukcesów w "czarnym sporcie". Tragedia rodzinna z jego udziałem pozwalała przypuszczać, że może popełnić samobójstwo. - Nie zgadzam się. Znałem Jarka, był bardzo spokojnym, stonowanym człowiekiem. Na torze jeździł fair. W życiu bym nie powiedział, że może komuś zrobić krzywdę. Gdy przestał jeździć na żużlu nasz kontakt trochę się urwał, przestał jeździć, bo zapewne nie osiągał satysfakcjonujących wyników, mimo że bardzo się przykładał. Gdy dotarły do mnie tragiczne wieści byłem w głębokim szoku - wspomina Rosochacki. Kalinowski osierocił córkę. Przed śmiercią, były żużlowiec zostawił w celi list, w którym prosił, aby go pochować razem z żoną. Jego ostatnie życzenie zostało spełnione, są pochowani razem na cmentarzu w Gdańsku - Sobieszewie. Kwatera 1, rząd 6, grób 15. - Podczas jednych zawodów Jarek Kalinowski startował z pierwszego pola, obok niego chyba był Darek Śledź z Lublina. Taśmy startowe były robione ze zwykłej taśmy krawieckiej. Nie pamiętam teraz dokładnie, czy przy krawężniku zamek maszyny zatrzymał taśmę, czy to Jarek szybciej wystartował. Stało się tak, że taśma wsunęła się pod kask Kalinowskiego, rozcięła golf i zacisnęła się na jego szyi. W parkingu pokazywał ogromną czerwoną szramę pod brodą. Cudem skończyło się na poparzeniu szyi. Nigdy bym nie przypuszczał, że to będzie projekcja przyszłych zdarzeń - kończy Rosochacki. Maciej Słomiński, Interia