On miał wtedy zdobyć złoto Rok 1999 był dla Golloba wybitny. W lidze nie miał sobie równych, a i w Grand Prix prezentował się kapitalnie. Wydawało się, że pewnie zmierza po tytuł indywidualnego mistrza świata. Tytuł, który zdaniem wielu od dawna był mu pisany, ale jakoś nie mógł go zdobyć. Nadszedł jednak ten moment, w którym żaden rywal nie był w stanie mu tego odebrać. A przynajmniej nie w sportowej walce. Tuż przed turniejem w Vojens Gollob zaliczył straszny upadek podczas Złotego Kasku we Wrocławiu. Wyleciał za bandę. Trafił do szpitala, a lekarze odradzali mu start w Vojens. On jednak zmusił się do niego, bo za wszelką cenę chciał dowieźć tytuł. Nie dało się jednak tego zrobić. Pod taśmą stawał półprzytomny i nie do końca świadomy tego, co dzieje się wokół. Rickardsson to wykorzystał i to on zdobył złoto. A Gollob musiał poczekać aż 11 lat. Madsen pozamiatał się na własnej ziemi W 2019 roku Leon Madsen miał całkiem realną szansę nawet na mistrzostwo świata. Jego rywalami byli Bartosz Zmarzlik oraz Emil Sajfutdinow. Turniej w Vojens miał być tym, w którym Madsen stanie się głównym kandydatem do złota. W końcu ojczyzna, kibice, atmosfera. To wszystko miało sprzyjać Leonowi. Stało się jednak zupełnie inaczej. Madsen z 7 punktami nie wszedł nawet do półfinału, a zawody wygrał Zmarzlik. Choć Duńczyk potem odrabiał, to strat poniesionych w Vojens już zniwelować się nie dało. Madsen dwoił się i troił i zaliczył choćby fantastyczny występ w Toruniu, ale Zmarzlik kontrolował sytuację i to on został mistrzem świata. A Madsen swoje szanse pogrzebał właśnie w Vojens. Kamyk zabrał awans do GP Rok 2010 był dla Janusza Kołodzieja świetny. Zawodnik zmienił bardzo dużo, łącznie ze swoją sylwetką i to dało kapitalne efekty. Trudno zatem było się dziwić, że był w gronie faworytów GP Challenge, które odbywało się w Vojens. Kołodziej już wówczas był żużlowcem światowej czołówki, złotym medalistą IMP i nazwiskiem naprawdę uznanym. W Vojens niestety miał strasznego pecha. Po czterech biegach na koncie Kołodzieja było 11 punktów i droga do elitarnego cyklu stała przed nim otworem. W najważniejszym momencie zaliczył jednak defekt, bo do gaźnika dostał się kamyczek. Sam Kołodziej nawet nie miał pojęcia, jak to się stało. Zdobycz z poprzednich wyścigów wystarczyła, by wziąć jeszcze udział w barażu. Tam niestety Kołodziejowi się nie powiodło. Czytaj też: Znów tego dokonał. To będzie przyszły mistrz świata?