Leszczynianie zawsze słynęli z kontraktowania perspektywicznych Australijczyków. To właśnie w tym klubie objawiła się klubowa legenda, czyli Leigh Adams, reprezentujący biało-niebieskie barwy nieprzerwanie przez 15 lat. Jego następcą miał być Jaimon Lidsey. Młody Kangur nie rozwinął się jednak na miarę swojego potencjału. Talent z Antypodów Jaimon Lidsey swoje pierwsze kroki na żużlu stawiał już jako 12-latek w Mildurze. Australijczyk szkolił się pod okiem, będącego na wózku Leigh Adamsa. Wówczas nastoletni chłopak miał z nim bardzo dobry kontakt oraz chodził z jego synem do klasy. Od samego początku można było zauważyć, że ma wrodzony talent do tego sportu. Jak każdy z jego rodaków polecial wkrótce do Wielkiej Brytanii, a następnie w 2018 roku zjawił się w Lesznie. Nieprzypadkowo jego pierwszym klubem w Polsce była Unia. Adams był w stałym kontakcie z działaczami z Leszna, którym kilkukrotnie podpowiadał w kogo powinni zainwestować. Jedną z tych perełek był Lidsey, który stopniowo rozwijał się startując w Rawiczu. Kibice przecierali oczy ze zdumienia Swoją prawdziwą szansę na pierwszy skład otrzymał na początku pandemicznego sezonu w 2020 roku. Wówczas wskoczył do drużyny w miejsce Brady'ego Kurtza. Wykorzystał ją w stu procentach, notując dziewięć punktów w pięciu startach. W spotkanie wszedł równie udanie, zwyciężając swoje dwa pierwsze wyścigi. Miejscowi kibice przecierli oczy ze zdumienia i już myśleli, że mają gwiazdę na lata. W tamtym roku legitymował się średnią biegową 1,787. To miał być dopiero początek. Okazało się jednak, że nie powtórzył już tego wyczynu. Kolejne trzy sezony były w jego wykonaniu mizerne. Tak naprawdę ratował go tylko i wyłącznie przepis, wymagający posiadanie w składzie zawodnika do lat 24. To jest ostatni dzwonek W końcu po pięciu latach dobiegła końca jego przygoda z leszczyńskim klubem. 24-latek został ogłoszony niedawno jako nowy nabytek ZOOleszcz GKM-u Grudziądz. To właśnie tam ma stanowić o sile zespolu wraz z dwoma innymi Australijczykami, czyli Maxem Fricke'iem i Jasonem Doyle'em. Jego postawa będzie kluczowa dla losów grudziądzkiej drużyny. Jeśli nie odbije się od dna, to prawdopodobnie czeka go pierwsza liga. Tam będzie musiał na nowo udowodnić, że nadaje się do najlepszej ligi świata. W innym wypadku pozostanie przeciętnym ligowcem. Wtedy będzie można go określić jednym z największych zmarnowych talentów w historii tej dyscypliny. Szymon Makowski, INTERIA