Tego jeszcze w żużlu nie było. Start Nickiego Pedersena w Drużynowym Pucharze Świata to prawdziwy eksperyment. W końcu mówimy o "jeżdżącym trenerze", który z jednej strony musi zadbać o swoje dobro, czyli przygotowanie do zawodów i kwestie sprzętowe, a z drugiej odpowiednio zaopiekować się drużyną i podejmować w trakcie zawodów odpowiednie decyzje taktyczne. To on pomoże prowadzić reprezentację Pedersenowi - Widzę wyzwanie bycia jednocześnie trenerem i zawodnikiem. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie było i jestem tym podekscytowany. Nie obawiam się tego. Henrik Moller jest moim asystentem. Pełnił też tę rolę kilka lat wcześniej za kadencji Hansa Nielsena. On wie, o co w tym chodzi - powiedział w rozmowie z portalem fimspeedway.com Duńczyk. Co to oznacza w praktyce? Najpewniej to, że ręce pełne roboty miał będzie asystent Pedersena. Najważniejsze decyzje leżeć będą jednak w gestii byłego mistrza świata. Teraz nie mają innego wyjścia. Zaskoczenie? - Mieliśmy dyskusję z zawodnikami. Nie chcieliśmy dodać nowej osoby do sztabu, bo sami jesteśmy w stanie się zorganizować i pomagać sobie. Sugerowałem, że będę pełnił rolę tylko menedżera, ale pozostali stwierdzili, że potrzebują mnie w piątce. Wybór trójki był oczywisty - to uczestnicy cyklu Grand Prix. Z obsadą dwóch pozostałych pozycji miałem wyzwanie. Rasmus Jensen jest co raz lepszy z każdym dniem. Brakowało piątego i wybór padł na mnie. Zanotowałem przywoite występy w polskiej ekstralidze, a zespół określił się jasno, że mnie chce. To były naprawdę przyjemne negocjacje - dodał Pedersen. Od wyniku reprezentacji Danii w tegorocznym Drużynowym Pucharze Świata może zależeć dalszy los Pedersena w roli selekcjonera. To stanowisko objął w zimie, a teraz walczy o przedłużenie umowy. Są obrzydliwie bogaci. Nawet zmiana władzy im nie zaszkodzi [FELIETON]