W ciągu dwóch lat Fogo Unia z hegemona stała się słabeuszem. Eksperci podkreślają, że wystarczy kontuzja jedynej gwiazdy Janusza Kołodzieja, by Leszno pożegnało się za rok z PGE Ekstraligą. Unia w trudnym położeniu przez Sajfutdinowa i Doyle'a To, że Unia znalazła się w takim położeniu, jest winą gwiazd, które zarobiły w tym klubie miliony, a potem nie dotrzymały danego słowa. Już ubiegłoroczne odejście Emila Sajfutdinowa było wielkim ciosem. Zawodnik w styczniu 2021 zawarł z Unią porozumienie, a w sierpniu, gdy rynek był przebrany z najlepszych zawodników, powiedział, że odchodzi. Wtedy Unia załatała dziurę Davidem Bellego, ale strata Sajfutdinowa odbiła się na wynikach. Leszno nie liczyło się w walce o medale i milion złotych, bo to była nagroda PGE Ekstraligi dla najlepszych. Za rok może być jeszcze gorzej, bo kilka dni temu Jason Doyle powtórzył manewr Sajfutdinowa i wycofał się z podpisanego porozumienia. Zrobił to w sytuacji, gdy do wzięcia pozostało raptem kilku zawodników. Unia była zmuszona postawić na Grzegorza Zengotę, człowieka po przejściach, któremu po poważnej kontuzji groziła amputacja nogi, a ostatnie dwa lata spędził w pierwszej lidze. Można zmieniać klub, ale nie w ten sposób Nikt w Unii nie kwestionuje tego, że Sajfutdinow i Doyle mieli prawo zmienić klub. Chodzi jednak o okoliczności, w jakich do tego doszło. Panowie na coś się umówili, coś podpisali, a potem postawili klub pod ścianą. O ile decyzja Sajfutdinowa nie wyrzuciła Unii z Ekstraligi, o tyle to, co zrobił Doyle, może się skończyć koszmarnie. Prezesi często mówią, że żużlowcy traktują polskie kluby jak bankomat. Jeśli przyjmiemy to za pewnik, to można powiedzieć, że w przypadku Unii mamy (mieliśmy) podcinanie gałęzi. Sportowy upadek Unii już dawno stał się faktem. Co najwyżej może on być jeszcze bardziej bolesny. Gorzej, jeśli za tym pójdą finansowe straty. Na razie koło nosa przeleciała premia, a w razie degradacji kasa zubożeje o 6,5 miliona złotych, jakie każdy klub PGE Ekstraligi dostaje w ramach umowy telewizyjnej. Sajfutdinow i Doyle osiągnęli swoimi decyzjami coś jeszcze. Mocno zniechęcili ludzi zakochanych w żużlu do wspierania tego sportu. Unią zarządza grupa przedsiębiorców, która w ostatnim czasie dostała mocno po tyłku. Najpierw przez COVID-19, teraz przez inflację. To, że jeszcze im się chce, to cud. W ciemno można jednak założyć, że jak się trafi jeszcze jeden Doyle, czy Sajfutdinow, to Unia w obecnym kształcie przestanie istnieć. Czytaj także: Zamiast składu rebus dla kibiców. Co kryją runy?