Plusy i minusy sezonu 2022 według Krzysztofa Cugowskiego Plus. Motor Lublin mistrzem Polski Już przed sezonem mówiłem, że jak teraz Motor nie zdobędzie tytułu, to będzie jakieś nieporozumienie, wręcz sensacja. Sport jednak kocha sensację, więc o ile w rundzie zasadniczej było ok, Motor przegrał tylko jeden mecz (nie wiem, czy jakiś klub tego kiedykolwiek dokonał), o tyle w play-off zaczęły się schody. Kontuzji doznał Mikkel Michelsen, słabiej zaczął jeździć Maksym Drabik i zrobił się kłopot. Koniec, na szczęście, był dla Motoru szczęśliwy. Swoją drogą tegoroczna formuła play-off jest dla mnie kompletnie niezrozumiała. Jeszcze jakby siódmy z ósmym walczył o utrzymanie, to play-off dla sześciu miałby sens. Jednak kiedy siódmy z ósmym kończą sezon na rundzie zasadniczej, a ten ostatni spada, to ja tu czegoś nie rozumiem. Plus. Transfer Bartosza Zmarzlika do Motoru To była idea fixe Kuby Kępy. On dwa lata za tym Zmarzlikiem chodził. No i w końcu go przekonał. Szkoda tylko, że w międzyczasie uciekł mu Michelsen. Według mnie stało się tak, bo żyjemy w czasach, gdzie ludzie ze sobą nie rozmawiają, a tylko piszą maile albo wysyłają menadżera. MIchelsena na przenosiny do Włókniarza namówił Madsen. Mogę zdradzić, że potem Michelsen chciał odkręcić sprawę, chciał wrócić, ale się nie dało. Wracając do Zmarzlika mamy natomiast wydarzenie wielkie, choć od razu powiem, że nie tak wielkie, jak zakontraktowanie Hansa Nielsena na początku lat 90-tych. Jakby teraz ufoludka z Marsa ściągnęli i posadzili go na motocykl, to powiedziałbym, że to przebija transfer Nielsena. Zmarzlik jest wielkim mistrzem, ale status Hansa i okoliczności tamtego transferu sprzed lat są absolutnie wyjątkowe. Niewątpliwie jednak ludzie będą chodzili na Zmarzlika, będzie szał. Plus. Trzeci tytuł mistrza świata Bartosza Zmarzlika Konkurencji nasz zawodnik nie ma praktycznie żadnej, ale tytuł trzeba docenić. Smakowałby on jednak lepiej, gdyby żużel w Anglii się nie zwijał, gdyby nie to, że z poważnych lig mam jeszcze może tylko Danię i Szwecję. Nasza Ekstraliga jest poza wszelką konkurencją. Byłoby dziwne, gdyby to się nie przełożyło na tytuł dla Polaka. Plus. Rok bez Rosjan Dobrze, że tak się to skończyło, że oni nie mogli u nas jeździć. Kiedy zaczynała się wojna w Ukrainie to oni, zamiast powiedzieć coś mądrego, opowiedzieli się za Putinem. Ten, co jeździł w Lublinie (Grigorij Łaguta - dop.,red.) mówił, że kocha Putina, dlatego w tym roku jeździł wokół stołu. I tak powinno zostać. Minus. Powrót Rosjan Wielka szkoda, że już mamy informację o powrocie do ligi Rosjan z polskim obywatelstwem. W sytuacji, gdy u naszego sąsiada trwa pełnowymiarowa wojna, chciałoby się czegoś innego. Ja to odczuwam szczególnie, bo mam do granicy 110 kilometrów. Niestety najważniejsze są te wszystkie zasra... interesiki. Chodzi tylko o to, żeby jeden z drugim wrócił i zdobywał punkty, a dzięki temu jego klubik będzie wygrywał. Dla mnie to jest wstyd. Liczyłem, że związek, że komisja coś z tym zrobią. Nie wiem, co stanęło na przeszkodzie. Wiem natomiast, że to, co się dzieje, wymaga naszej zdecydowanej reakcji w każdym obszarze. Dla mnie obecny stan to kalka tego, co działo się z Niemcami przed wybuchem drugiej wojny światowej. Oby teraz nie skończyło się to tak samo. Smutne też jest to, że Europa nie wyciąga wniosków. Minus. Jazda Maksyma Drabika Liczyłem na niego, na to, że będzie jeździł w tym roku lepiej. On ma niewiarygodne możliwości, ale i też spore problemy z osobowością, które go blokują. Te problemy ze sobą powodują, że on nie jeździ tak dobrze, jak potrafi i szkoda, bo jakby wszedł na górne rejestry, to byłby kandydatem na mistrza świata. Miał w minionym sezonie takie momenty, gdzie ta głowa była w miarę poukładana i wtedy był fenomenalny. Więcej jednak było nizin i dołków. W Motorze dbają o dobrą atmosferę, o to, żeby drużyna była ze sobą blisko. Z Drabikiem to się jednak nie udało, on się nie chciał integrować. Marek Kępa, tata prezesa Jakuba Kępy zaczepiał mnie nawet i mówił: No i co? Gdzie ten twój Drabik? To miało związek, z tym że ja w towarzyskich rozmowach podkreślałem, że warto tego Drabika wziąć. Pomyliłem się. Nie wiem, co będzie w Częstochowie, do której przeniósł się po sezonie. Boję się jednak, że będzie to samo. To jest jednak dorosły facet, a tacy się nie zmieniają. Tym musieliby się zająć fachowcy. Minus. Jaja z Grand Prix Ja to się dziwię, że Grand Prix nie robią Polacy. Jednak z walką o bycie promotorem jest chyba tak, jak z wyborami do rad lokalnych w Chicago. Tam jest przewaga Polaków, ale wygrywa Meksykanin lub Włoch. A dzieje się tak, bo nasi wystawiają pięciu kandydatów. Tu zgłoszą Gienka, a tam Olka, bo jeszcze lepszy, a potem się dziwią, że znów będzie za nas decydował ktoś inny. Taka już jednak nasza mentalność. Szkoda, bo to, co się dzieje, wskazywałoby na to, że dobrze byłoby coś zmienić. Nie podoba mi się to, że Grand Prix jest w playerze i trzeba za to płacić. Mnie na to stać, ale ludzie się skarżą, bo już za oglądanie ligi muszą płacić, a tu jeszcze trzeba wyciągnąć dodatkową kasę na Grand Prix. Nie podoba mi się też to, że nie ma tych nowych lokalizacji, które obiecywano, choć ja od początku wiedziałem, że ze Stanami czy Nową Zelandią będzie problem. W Stanach to trzeba by gigantyczne pieniądze wpompować, bo żużel jest tam niszą. Promotor nie chce jednak wykładać, woli kasować, dlatego mamy objazd po Polsce i parę sprawdzonych miejsc w Europie na dokładkę. Najgorsze jest to, że u nas koniunktura na żużel się przegrzewa. Widziałem taki ważny mecz ligowy w Toruniu, gdzie pół stadionu było puste. Minus. Polska na mundialu w Katarze Na koniec akcent piłkarski. Za nami mundial, po którym chciałoby się zaśpiewać: Polacy, nic się nie stało. Z drugiej strony, a co się miało stać. Mamy jednego zawodnika klasy światowej, dwóch klasy europejskiej, więc czegóż więcej mogliśmy oczekiwać. Jakby zstąpił archanioł Gabriel, to pewnie byśmy lepiej wypadli, ale w tym stanie inaczej być nie mogło. I to pomimo tego, że nasi nawet mieli chęci. Jak to brzydko mówią: z gów.. bata nie ukręcisz. A taki wielki minus należy się naszym za mecz z Argentyną. To było spotkanie jedyne w swoim rodzaju. Oglądam piłkę może niezbyt wnikliwie, ale czegoś takiego nie widziałem. To było granie w dziada. I potem dziwiłem się, słuchając ekspertów, którzy próbowali zaczarować obraz. To samo zrobił zresztą trener Michniewicz. Znam takich, co mają tupet, ale on przeszedł samego siebie. On chyba inny mecz oglądał. Do diabła z takim graniem. Finalnie odpadliśmy po przegranej z Francją, ale w tym spotkaniu przynajmniej nie było kompromitacji. Czytaj także: Wielka woda i Grand Prix. "Kiedy pokazali im film, nie mogli uwierzyć"