Krzysztof Mrozek, prezes ROW-u Rybnik, był gościem redaktora Wacława Wrany w programie "Dziękuję, nie słodzę". Jednym z tematów była głośna sprawa odejścia Grigorija Łaguty. Rosjanin wpadł na dopingu, klub spadł przez to z PGE Ekstraligi, ale zawodnik w ramach pokuty obiecał, że gdy tylko kara nałożona przez POLADA wygaśnie, to on wróci do ROW-u. Nie zrobił tego. Związał się z Motorem Lublin. Taką fakturę podpisał Grigorij Łaguta - Grigorij Łaguta podpisał dokument, fakturę na pół miliona i zobowiązanie do startu w ROW-ie Rybnik przez następne trzy sezony. Ten dokument jest w klubie, każdy może przyjść i go zobaczyć. Ja to nawet wysłałem do Warszawy, do PZM, ale Łaguta i tak podpisał kontrakt w Lublinie - powiedział Mrozek. To był 2019 rok. Prezes Mrozek po odejściu Łaguty zapowiedział, że puści go w skarpetkach, że odzyska każdą złotówkę. Wcześniej w ROW-ie policzono, że spadek z Ekstraligi oznaczał dla klubu stratę na poziomie 5 milionów złotych. ROW jednak nigdy nie dostał od Łaguty żadnej rekompensaty. Kibice pytają dlaczego? Prezes ROW-u Rybnik nie wszystko chce powiedzieć - Są rzeczy, o których kibice nie mogą się teraz dowiedzieć - stwierdził tajemniczo Mrozek i za nic w świecie nie chciał rozwijać tematu, jakby się czegoś obawiał. Trudno jednak powiedzieć, o co mu chodziło. Pewne jest natomiast to, że tematu walki z Łagutą o każdą złotówkę już nie ma. - Musiałbym zacząć od wpłacenia kaucji i założenia sprawy w Trybunale PZM. Wyczerpanie drogi związkowej jest warunkiem przejścia na normalną drogę sądową. Optymistycznie rzecz ujmując mógłbym wygrać z Łagutą za osiem lat. Miałbym wyrok pozytywny, a kolega Łaguta byłby już wtedy we dalekim Władywostoku i śmiałby się z tego, co ja robię - kwituje Mrozek.