Byłem w niedzielę w Toruniu i na własne oczy widziałem rollercoaster na Motoarenie. Obiektywnie rzecz biorąc, choć mam z tym problem przy meczach wrocławian, była to dobra promocja żużla. Betard Sparta miała w pewnym momencie aż osiem punktów przewagi i wydawało się, że jest po meczu. Miejscowi systematycznie zaczęli jednak odrabiać straty, aż dojechali na plus cztery. Dodatkowo u gości pojawiła się taśma w pierwszym wyścigu nominowanym, co oznaczało pojawienie się pod nią juniora - Bartłomieja Kowalskiego. Gdy krajanie Mikołaja Kopernika byli już w ogródku, już witali się z gąską i obliczali ile punktów przewagi będą bronić na Stadionie Olimpijskim, nagle było 1:5 i zrobił się remis. Już potem nikt nie wysforował się na prowadzenie i pojedynek skończył się wynikiem 45:45. Prowokowali gości. I tak nic to nie dało Oceny? Wnioski? Przede wszystkim nie pamiętam, kiedy ostatnio Tai Woffinden jechał w piętnastym biegu. Nie pamiętam też, kiedy Maciej Janowski w ogóle nie jechał w nominowanych. Duet LL, czyli Lampart - Lambert zasłużył natomiast na tytuł "prowokatorów meczu", a może nawet "prowokatorów półfinału". Dwa razy obaj podpuścili zawodników Betard Sparty, którzy wjechali następnie w taśmę. A jednak, o paradoksie, Wrocław na tym zyskał, bo Kowalski który pojechał jako zmiennik dołożył do dorobku drużyny cztery "oczka", które zadecydowały o remisie. W Toruniu niewątpliwie ojcem remisu, który daje jeszcze jakieś szanse For Nature Solutions Apatorowi na Olimpijskim był Emil Sajfutdinow. Był on zresztą bardzo szczęśliwy, bo tuż przed meczem przyjechała do niego z Rosji mama, której nie widział od wielu miesięcy. Liderowi torunian dobrze służą również starty w lidze angielskiej. Trudno bez niego wyobrazić sobie ekipę prowadzoną obecnie przez Jana Ząbika. Ekipa Betard Sparty nie miała jednego wyraźnego bohatera. W zasadzie każdy z zawodników cierpiał, ale potrafił dowozić ważne punkty. Maciej Janowski potwierdził swoją jazdą, że to ewidentnie nie jego sezon, a finał Drużynowego Pucharu Świata okazał się odstępstwem od reguły. Daniel Bewley jak zwykle ścigał się po dżentelmeńsku. Nikogo nie tratował, nie wkładał w bandę i przez to zdobył mniej punktów niż mógł. Jeżeli chce być w przyszłości mistrzem świata (wygrana w trzech rundach Grand Prix o czymś świadczy), to musi być bardziej agresywny na torze i mniej uśmiechać się w parku maszyn. Betard Sparcie potrzebni są bowiem nie grzeczni i utalentowani chłopcy, tylko wojownicy żądający wiktorii zawsze i wszędzie. Mecz we Wrocławiu zapowiada się wybornie Piszę te słowa na gorąco po meczu w Toruniu, mając w pamięci naprawdę świetną miejscową publiczność. Fani z Wrocławia też dali radę, bo przejechali za ukochanym zespołem kilkaset kilometrów. Chwała jednym i drugim. Za tydzień rewanż i trawestując Sokratesa: "Wiem, że nic nie wiem". Faworytem wydaje się być Betard Sparta, ale w szczycie formy jej zawodnicy nie są. W Lublinie na meczu przeciwko Częstochowie za niecałe dwa tygodnie będzie nudno, bo przewidywalnie. Na Olimpijskim natomiast wręcz przeciwnie. Ryszard Czarnecki