Dziwne zniknięcie Fredrika Lindgrena w środku sezonu budzi wielkie emocje. Działacze zielonej-energii.com Włókniarza Częstochowa przekonują jednak, że to wyłącznie problemy ze zdrowiem sprawiły, że Szwed na chwilę zrezygnował z jazdy. Dziwny zbieg okoliczności u Fredrika Lindgrena Dziwnym trafem zrezygnował tuż po Grand Prix, na którym bardzo mu zależy, a przerwa w startach ma się skończyć przed kolejnym Grand Prix. To wygląda tak, jakby w GP chciał jeździć za wszelką cenę, równocześnie lekceważąc starty w lidze i swoim polskim klubie. Inna sprawa, że to odpuszczenie ligi będzie go drogo kosztować. Jeśli nie pojawi się do końca rundy zasadniczej, to straci pięć spotkań. Jeśli założymy, że średnio robiłby 8 punktów na mecz, to przy średniej stawce za punkt wynoszącej 6 tysięcy, zarobiłby 160 tysięcy. Zarobiłby, bo przy absencji nie zobaczy tych pieniędzy na oczy. Choć może jest tak, jak mówią niektórzy, że Lindgren ma olbrzymie problemy sprzętowe, że nie ma silników na panujące obecnie upały, że musiałby wiele zainwestować, żeby nawiązać kontakt z czołówką. Być może wysokość inwestycji w sprzęt byłaby równa sumie potencjalnych zarobków? W obecnych czasach, gdy cena za silnik oscyluje między 35 a 45 tysięcy, to jest możliwe. Włókniarz Czestochowa oficjalnie niczego nie podejrzewa Jakby jednak nie spojrzeć we Włókniarzu w sprawie Lindgrena nie spekulują i nie posądzają go o żadne kręcenie. W klubie kategorycznie też zaprzeczają, jakoby miało dojść do kłótni z zawodnikiem, choć po meczu w Grudziądzu, w którym Szwed zdobył 4 punkty, wiele mówiło się o tym, że Lindgren trafi na dywanik. Teraz okazuje się, że nie tylko nie było dywanika, ale i też, że klub trzyma kciuki za powrót żużlowca do zdrowia, że jest z nim w kontakcie. Co więcej, Szwed po powrocie ma zawalczyć nie tylko o medal dla Włókniarza, ale i też o kontrakt na kolejny rok. To całkowite zaprzeczenie, pojawiających się wcześniej doniesień, że dni Lindgrena w Częstochowie są policzone. Jeden z działaczy przekonuje nas, że nie wolno skreślać zawodnika po kilku słabych występach i przywołuje przykład Jonasa Jeppesena, który rok temu dostał kontrakt po jednym dobrym występie. Dlatego teraz nikt nie zamierza skreślać Lindgrena po jednym meczu. Mówią to, co Lindgren chciałby usłyszeć Te wszystkie doniesienia dotyczące Szweda, brzmią niczym bajka. Nie sposób uciec od refleksji, że to jest to, co teraz Lindgren chciałby przeczytać na swój temat. Jest ważny, potrzebny, nikt nie ma do niego pretensji, a może jeszcze dostanie nowy kontrakt. Ta historia jest tak skrojona, jakby nikt w Częstochowie nie chciał zrażać Szweda do klubu. To jednak nie musi oznaczać miłości. Prędzej sprytną kalkulację. We Włókniarzu przecież zdają sobie sprawę, że bez mocnego Lindgrena mogą w tym roku zapomnieć o medalu. Dlatego lepiej schować urazy (nawet jeśli są) i robić dobrą minę do złej gry. Oczywiście trudno też całkowicie kwestionować problemy zdrowotne Szweda. COVID-19 przechodził on już w 2020 roku, w pierwszej fazie pandemii. W sumie zakażenie miał przechodzi dwu, albo nawet trzykrotnie. Już po pierwszym razie miał duszności i jakieś szmery w płucach. Z trudem łapał oddech. Potem spadła mu wydolność. Przejechał jednak ten sezon, kolejny również i nagle zrobił sobie pauzę, tłumacząc to koronawirusem.